Henryk Kula opowiada Interii m.in. o tym, co dla niego w polskiej piłce jest najważniejsze, dlaczego zasiada we władzach PZPN i jaką widzi rolę dla Stadionu Śląskiego w polskiej piłce.Paweł Czado: W nowych władzach PZPN został pan wiceprezesem ds. organizacyjno-finansowych. To ważna funkcja. Henryk Kula: - W związku jestem przede wszystkim jednym z zastępców prezesa Cezarego Kuleszy. Funkcja, którą pełnię, nie jest wynikiem żadnych moich ambicji. Urodziłem się jako Henryk Kula i jako Henryk Kula umrę. Dla przyjaciół jestem Heniek. Nie czuję się kimś nie wiadomo jak ważnym. Uważam tylko, że mam zadanie do spełnienia i chcę je wykonać jak najlepiej. Cieszę się, robię to, co lubię. To po co pan poszedł do centrali? - Poszedłem, bo to kwestia kompetencji i pomysłów, które chcę realizować. Uważam, że piłka amatorska, piłka dla dzieci i młodzieży musi być poważnie traktowana - podobnie jak obecnie piłka zawodowa. Wydaje mi się, że wiele spraw dotyczących tego obszaru powinny przejąć związki wojewódzkie. One są najbliżej klubów i mogą wspólnymi siłami coś w tej kwestii poprawić. Chodzi o to, żeby pewne sprawy zmienić, przede wszystkim uprościć - na przykład sposób zgłaszania zawodników czy opłaty. Sam jestem delegatem Sokoła Wola czyli małego klubu ze wsi, wiem jak skomplikowane bywają obecne procedury. Chciałbym, żeby prezes klubu piłki amatorskiej nie miał na głowie stu stron przeróżnych formularzy do wypełnienia, lecz najwyżej dwa. Żeby w tym nie grzązł, żeby te formalności były dla niego proste i zrozumiałe. Zależy mi też na podnoszeniu prestiżu i znaczenia związków wojewódzkich. Przede wszystkim ciągle jestem bowiem prezesem Śląskiego Związku Piłki Nożnej. Delegatom obiecywałem, że będę im służył. Czym będzie różnił się związek rządzony przez Cezarego Kuleszę od związku rządzonego przez Zbigniewa Bońka? - Chcemy być bardziej otwarci dla ludzi. Jeździć i spotykać się nie tylko przed wyborami, ale i po. Słuchać potrzeb, wiedzieć, czego ludzie związani z piłką oczekują i czego potrzebują. Cezary Kulesza przekonał część środowiska. Uważam, że jego praca, wsłuchiwanie się w głos ludzi oraz zrozumienie zarówno piłki amatorskiej jak i zawodowej zadecydowały o jego wygranej. Uznaliśmy, że po charyzmatycznej prezesurze Zbigniewa Bońka to lepsza kandydatura od Marka Koźmińskiego. Dlatego go poparłem. Henryk Kula: Futbol nie jest tylko dla dzieci z dużych miast Mamy wiele pomysłów, ale powiem o nich, kiedy będą realizowane. Na Śląsku działałem i działam właśnie w ten sposób. Kluczem jest rozmowa. Nie musimy się ze sobą w we wszystkich kwestiach zgadzać, ale rozmawiajmy, zastanawiajmy się wspólnie. Wtedy zawsze można znaleźć rozwiązanie, właściwie tylko wtedy. Utworzyliśmy klub piłkarza-seniora, klub wybitnego reprezentanta Śląska. Ludzie, którzy swoje serce oddali piłce nożnej, powinni być doceniani i wydaje mi się, że na Śląsku tak jest. Kiedyś obgryzałem paznokcie, kibicując takim piłkarzom jak Stanisław Oślizło, Hubert Kostka czy Jan Banaś a teraz oni, tak jak sławni piłkarze z innych klubów, są moimi kolegami. To bardzo przyjemne. Jedną z inicjatyw, które pan podejmuje, jest chęć wyrównywania szans dla dzieci z małych ośrodków. - Proszę się nie dziwić. Futbol nie jest tylko dla dzieci z dużych miast. Chcemy wyławiać talenty z mniejszych miejscowości i dać im szansę rozwoju. Dlatego powstała u nas Śląska Akademia Piłkarska - inicjatywa przeznaczona dla dzieci w wieku 10-15 lat, trenujących w mniejszych ośrodkach. Ma to być rodzaj wyrównywania szans poprzez możliwość dostępu do profesjonalnego treningu. - To program pilotażowy. Będę namawiał kolegów z innych części Polski, żeby próbowali go wprowadzać u siebie. Nigdy nie ukrywałem, że pochodzę ze wsi, z małego klubu, więc wiem, ilu na wsiach jest utalentowanych chłopaków. Trzeba im tylko dać szansę. Wielu z nich się zmarnowało właśnie dlatego, że nie mieli możliwości potrenować jak należy. Czy jest szansa, żeby na Stadionie Śląskim odbywał się przynajmniej jeden mecz reprezentacji Polski w roku? - Mam parę pomysłów, ale zawsze mówię: najpierw coś zróbmy, nie chwalmy się wcześniej. Co do meczów reprezentacji: nie ma się co czarować, że Śląskiemu mogą przypaść mecze eliminacji do mistrzostw świata czy Europy - te są rozgrywane na Stadionie Narodowym w Warszawie. Dołożę wszelkich starań, żeby przynajmniej jeden mecz rocznie odbywał się u nas - towarzyski lub w Lidze Narodów, żeby ten stadion żył także piłką nożną. Uważam, że to z mojej strony byłby wyraz wdzięczności dla regionu, z którego się wywodzę. Pomysł na stadion jest, zobaczymy jak to się potoczy, wiele zależy od współpracy z urzędem marszałkowskim. Pytanie o piłkę zawodową. Wiadomo, że kluby rządzą się same i nie ma bezpośredniego przełożenia na związek, ale jak pan ocenia potencjał śląskich klubów? - Żeby kluby z polskiej ligi grały regularnie w europejskich rozgrywkach, to musi nas być stać na pensje dla zawodników na poziomie 40 tys. euro. A nas na to w tej chwili nie stać. Bez inwestycji i bez pieniędzy poziom się nie podniesie. Chcemy mieć takie same wyniki jak inni, ale pieniądze na to mamy mniejsze. Na Śląsku w każdy weekend odbywa się 1250 meczów Ze śląskiej piłki zawodowej jestem dumny. Po okresie zastoju, rozwija się. Mamy pasmo sukcesów: Piast niedawno był mistrzem Polski, potem zajął trzecie miejsce. Raków w tym roku zdobył wicemistrzostwo Polski, Puchar Polski, Superpuchar. W piłce kobiecej Czarni Sosnowiec znowu po wielu latach zdobyli mistrzostwo Polski. Rekord Bielsko-Biała od pięciu lat jest mistrzem Polski w futsalu. Górnik Zabrze w zeszłym roku zdobył mistrzostwo Polski juniorów. Na zapleczu Ekstraklasy mamy aż sześć zespołów. Ruch Chorzów wrócił na szczebel centralny, po awansie bardzo dobrze gra na trzecim poziomie, widać, że jest tam coraz lepiej. Moim zdaniem oni powinni grać w Ekstraklasie, to oczywiste. Wierzę, że niedługo tam wrócą. Dodam, że na Śląsku w każdy weekend odbywa się 1250 meczów. Mamy ponad 2400 zespołów w rozgrywkach. Z tego musi coś urosnąć. Patrząc na to w ten sposób twierdzę, że śląska piłka nadal jest najlepsza w Polsce. Oczywiście mamy kluby prywatne, ale gdyby nie ci wszyscy prezydenci miast, wójtowie, burmistrzowie, który wspomagają futbol w rodzinnych miejscowości - nie byłoby tak dobrze. Dlatego muszę w tym miejscu im podziękować. Tak samo jak rzeszom działaczy, którzy robią to wcale nie dla pieniędzy. Bez nich nie byłoby śląskiej piłki nożnej, nie byłoby mnie. To naczynia połączone, działamy wspólnie. Cele na najbliższy rok? - Chciałbym, żeby mimo problemów związanych z pandemią, śląska piłka nadal się rozwijała, żeby nasze kluby nadal odnosiły sukcesy. Życzę sobie aby któraś z naszych drużyn zajęła miejsce na podium a Ruch awansował do pierwszej ligi. Niech wszystkim działaczom starcza determinacji i wytrwałości w szukaniu finansowania. Śląskiemu związkowi 600 tys. zł rocznie dostarczają sponsorzy, 500 tys. zostało przeznaczone na nagrody dla klubów. Wiele spraw trzeba uporządkować, choćby koszty badań lekarskich, choć dziś kluby i tak płacą tylko 30 procent tego co płaciły kiedyś. Za B-klasę płaci się dziś 300 zł a za A-klasę - 600 zł i już nic więcej kluby nie płacą. Zastanawiamy się też nad rezygnacją opłat za transfery. Zależy mi żeby lepiej zarabiali trenerzy młodzieży - żeby szkolenie było prawidłowe taki trener musi zarabiać w klubie minimum 1500 zł aby nie gonił za zarobkami po kilku klubach i miastach. Jest mnóstwo wyzwań, którym trzeba sprostać i celów przed nami, jednak jestem przekonany, że wspólnymi siłami uda nam się je wszystkie osiągnąć. Rozmawiał: Paweł Czado