W swojej bogatej szkoleniowej karierze polski szkoleniowiec z powodzeniem prowadził pięć afrykańskich reprezentacji. Zaczął w 1993 roku z Wybrzeżem Kości Słoniowej, potem była Tunezja i wicemistrzostwo kontynentu, a także Maroko, Mali oraz Senegal. Z Malijczykami i Tunezyjczykami pracował zresztą dwukrotnie. Na Czarnym Lądzie przeszedł niejedno. - Jeśli chodzi o ebolę, o epidemię gorączki krwotocznej, która uderzyła w Afrykę kilka lat temu, to miałem to szczęście, że nie trafiłem na ten okres, bo było to później, kiedy już nie pracowałem. Natomiast zdarzały się inne przykre i trudne sytuacje, jak na przykład, kiedy po raz pierwszy prowadziłem reprezentację Tunezji, a przyszło nam grać na wyjeździe z Liberią, gdzie był akurat stan wojenny. To nie było łatwe doświadczenie dla nas, bo sytuacja była bardzo napięta. Grając tam mecz, to muszę powiedzieć, że baliśmy się, jak się wszystko skończy... - opowiada. Jak odnosi się teraz do restartu ligowego w Europie? - Myślę, że będzie to bardzo trudne, żeby zacząć grać i ponownie rozpocząć rozgrywki. Ja się zawsze dziwię, że decyzje są podejmowane odgórnie, a nie pyta się tych ludzi, którzy rzeczywiście się na tym znają, jak lekarzy, wirusologów, tych, którzy coś mogą powiedzieć o tym niebezpieczeństwie. Myślę, że tutaj powinno być porozumienie pomiędzy rządzącymi a fachowcami, żeby unikać zarażenia i podnoszenia ilości zgonów. Tutaj lekarze i osoby, które decydują o życiu innych, powinny mieć więcej do powiedzenia i więcej decyzyjności na pewne rzeczy, a nie ludzie, którzy za wszelką cenę chcą grać. Wiadomo, są sprawy gospodarki, ekonomiczne, ale zawsze trzeba pamiętać o jednym, pieniądze zawsze będą, ale zdrowia już się nie odzyska - zaznacza. We Francji, gdzie trener Kasperczak przebywa, sezon już jest zakończony i rozgrywki nie zostaną wznowione. - Jest to przyjęte w taki umiarkowany i normalny sposób w związku z tym co się dzieje, w związku z tą pandemią. Jest wiele osób, które umierają z powodu koronawirusa, jest wiele osób, które są zakażone. Pomalutku to się poprawia, ale to nie jest taki okres, kiedy można by otworzyć stadiony. Z drugiej strony można grać przy pustych trybunach, ale jaki to ma sens? Jeden taki mecz może się zdarzyć, że z powodu kibiców stadion jest zawieszony i fani nie mogą na niego wejść, ale w tej sytuacji pandemii, to logika podpowiada, po co grać, kiedy jest ciągłe zagrożenie, a kibiców nie ma na trybunach - uważa Henryk Kasperczak. Michał Zichlarz