<a href="https://wydarzenia.interia.pl/raporty/raport-panstwo-islamskie/" target="_blank">Wojna z Państwem Islamskim. Czytaj więcej - kliknij tutaj!</a>13 listopada 2015 roku to czarna data w historii Francji, ale i całej Europy. To właśnie tego dnia w Paryżu terroryści przeprowadzili serię ataków wymierzonych w niewinnych ludzi. Strzelali do cywilów zgromadzonych w kawiarniach i na ulicach. Krwawą rzeź urządzili także w klubie Bataclan, gdzie w czasie koncertu grupy rockowej zastrzelono z broni maszynowej 87 osób. W sumie w atakach zginęły 132 osoby, ponad 300 było rannych, a niemal 100 było w ciężkim stanie. Do zorganizowania ataków przyznało się nazajutrz po zamachach Państwo Islamskie - organizacja terrorystyczna, ale także quasi-państwo utworzone na terytorium Syrii i Iraku. - Skala tragedii jest ogromna. Ponad sto osób zabitych, a do tego miliony, które są przerażone. To, co jest szokujące, to fakt, że terroryści uderzyli w niewinnych ludzi - mówi w rozmowie z Interią Henryk Kasperczak, mieszkający od lat we Francji były reprezentant Polski w piłce nożnej. Prowadzący obecnie reprezentację Tunezji Kasperczak nie ukrywa, że wciąż nie doszedł do siebie po zamachach. Kiedy z nim rozmawialiśmy, natychmiast można było dostrzec, że trener wciąż jest wstrząśnięty. Nic dziwnego, bo Kasperczak - znany w Polsce przede wszystkim z pełnej sukcesów pracy w Wiśle Kraków - ostatnio swój czas dzieli pomiędzy Francję i Tunezję, gdzie gra większość zawodników prowadzonej przez niego narodowej reprezentacji. - Nigdzie nie czuję się bezpiecznie. Staram się mieć oczy dookoła głowy, bo przecież człowiek żyje nie tylko dla siebie... Kiedy wsiadam do samolotu w Tunisie czy w którymś z francuskich portów lotniczych, jestem bardzo ostrożny - nie ukrywa Kasperczak. Polak nieoczekiwanie znalazł się w sercu burzy, która ogarnęła północną Afrykę, a ostatnio rozpętała się także nad Francją. Chociaż w naszym kraju w ostatnich dniach głośno jest przede wszystkim o atakach w Europie, warto pamiętać, że we wtorek w Tunisie przeprowadzono zamach bombowy w autobusie przewożącym członków ochrony prezydenta Tunezji. - W Tunezji, tak jak we Francji, czuje się na ulicach obawy i niepewność. To jest dramat zwykłych, niewinnych ludzi - mówi Kasperczak. - Nie sądziłem tego, że dożyję chwili, kiedy żołnierze na ulicach będą dla mnie czymś zupełnie normalnym - rozkłada ręce polski trener. - Jestem zmartwiony i pełen obaw, bo ostatnie ataki pokazały, że nawet będąc na koncercie czy w kawiarni nie można czuć się bezpiecznie. Straszne jest to, że w miastach ulice pustoszeją, jest grobowa atmosfera - nie ukrywa nasz rozmówca. Kasperczak nie ma złudzeń, co do przyszłości. Jest przekonany, że Państwo Islamskie nie poprzestanie na atakach, które zszokowały całą Europę. - Wróg jest niestety bardzo groźny i do tego - jak widać - dobrze zorganizowany. Czytam prasę, śledzę doniesienia mediów i widzę, że ataki w Paryżu i Saint-Denis były precyzyjnie zaplanowane - mówi. - Państwo Islamskie prowadzi szkolenia dla tych, którzy potem biorą udział w zamachach, finansuje broń, którą posługują się ci ludzie. Zamachowcy mają kompletnie sprane mózgi i nie wahają się oddać życia w samobójczej akcji. Zamachy w Paryżu to pewnie nie jest koniec - dodaje Kasperczak. Kiedy pytamy trenera, co czuje kiedy słyszy o kolejnych zamachach w Tunezji, ten zawiesza głos i odpowiada dopiero po chwili: - Niepokój. Wielki niepokój. Jest bardzo niebezpiecznie. Te ostatnie ataki pokazały, że nie możemy czuć się pewnie. Już nie. Autor: Bartosz Barnaś