Interia: Kilka dni temu światowe media poinformowały, że został pan nowym trenerem reprezentacji Tunezji. Nie obawia się pan pracy w kraju, gdzie niecały miesiąc temu doszło do krwawego zamachu na hotel pełen turystów z Europy? Henryk Kasperczak: Szczerze mówiąc, nie obawiam się tego. Myślę jak sportowiec - jestem tam, gdzie mogę wykonywać swój zawód. Oczywiście trzeba mieć świadomość tego, że w kraju wydarzyło się niedawno coś złego, ale nie można przez to odczuwać jakiegoś paraliżującego lęku. W kurorcie Susa zginęło 38 osób, w tym 30 Brytyjczyków, dwóch Niemców, trzech Irlandczyków, Portugalka, Belgijka i Rosjanka - nie wierzę, że taka informacja nie miała dla pana znaczenia? - Na całym świecie zdarzają się teraz zamachy terrorystyczne. Przecież we Francji atak na redakcję "Charlie Hebdo" też odbił się głośnym echem w światowych mediach. Wracając jednak do Tunezji, to wierzę, że takie wydarzenia już się nie powtórzą. - Jest to trudny moment dla Tunezji, ale dostałem zapewnienie, że służby państwowe mocno zabrały się za walkę z terroryzmem i pracują nad tym, by poprawić poziom bezpieczeństwa w kraju. Trzeba przyznać, że terroryści wiedzieli, w które miejsce uderzyć, aby zrobić najwięcej szkód... - Terroryści wiedzieli, gdzie jest najbardziej czuły punkt Tunezji. Ten kraj ogromne dochody czerpie z ośrodków turystycznych i atak na kurort, gdzie wakacje spędzają Europejczycy to był ogromny cios. Zostawmy już terrorystów i porozmawiajmy o futbolu. Dlaczego Tunezyjczycy zdecydowali się zatrudnić właśnie Henryka Kasperczaka? - Na "Czarnym Lądzie" mam uznaną markę jako trener. Mogę śmiało powiedzieć, że w Afryce jestem ceniony. Prowadząc reprezentacje z tego kontynentu, miałem więcej dobrych chwil niż złych i ludzie futbolu do dziś to pamiętają. Francuskie media informowały, że zanim przejął pan reprezentację Tunezji, był pan jednym z kandydatów na nowego selekcjonera Wybrzeża Kości Słoniowej. "Słonie" to w Afryce potęga. Dlaczego wybrał pan ofertę Tunezyjczyków? - Przede wszystkim, mogę potwierdzić, że miałem dwie konkretne oferty z mocnych reprezentacji - Wybrzeża Kości Słoniowej i Tunezji. Problem w tym, że federacja Wybrzeża bardzo długo wybierała selekcjonera. Proces się przedłużał, zostało trzech kandydatów - obok mnie byli jeszcze Frederic Antonetti i Michel Dussuyer. Działacze się zastanawiali i chyba nie potrafili podjąć decyzji. Tunezyjczycy byli bardziej konkretni i zdecydowani. Powiedzieli jasno: "Chcemy właśnie Pana". To mi wystarczyło. Jak udało się panu przekonać działaczy, że jest pan właściwym człowiekiem, aby poprowadzić kadrę? - Przedstawiłem działaczom mój plan na ten zespół, opowiedziałem także o moich ambicjach, a są naprawdę wielkie. Będę pracował nie tylko z pierwszą reprezentacją, ale także z kadrą składającą się z zawodników występujących w klubach tunezyjskich. Chcę ciężko pracować na sukcesy tunezyjskiego futbolu. Jakie cele stawia pan sobie na kolejne lata? - Kontrakt podpisałem do końca mundialu 2018 roku. Mamy teraz dwa podstawowe cele: dostać się na Puchar Narodów Afryki, a następnie zakwalifikować do mistrzostw świata. - Przede wszystkim skupię się na tym, żeby Tunezja grała w piłkę coraz lepiej. Konkurencja w Afryce jest coraz większa. Chętnych na miejsce w mistrzostwach świata jest mnóstwo. To już nie to samo, co 20 lat temu, kiedy solidnych reprezentacji było raptem kilka. Kiedy poprzednio prowadziłem Tunezję, to kadra tego kraju była przecież trzecią siłą w Afryce, za Wybrzeżem Kości Słoniowej i Nigerią. No właśnie, prowadził pan już reprezentację Tunezji w latach 1994-1998. Wtedy udało się awansować na mundial. Czy teraz zdoła pan z zespołem powtórzyć sukces? - Wtedy reprezentacja była oparta głównie na zawodnikach grających w lidze tunezyjskiej. Teraz zamierzam korzystać z wielu piłkarzy grających w silnych ligach zagranicznych i dobierać do nich największe gwiazdy ligi tunezyjskiej. Taka mieszanka powinna bardzo dobrze się sprawdzać i zapewnić reprezentacji ciekawą przyszłość. W lutym 1998 roku doprowadził pan Tunezję na 19. miejsce w rankingu FIFA. Dzisiaj zespół jest znacznie niżej... - Tunezja jest dziś w rankingu FIFA na 32. miejscu, dlatego podstawową sprawą jest poprawa gry zespołu. Kiedy drużyna będzie grała lepiej, poprawią się wyniki i pozycja drużyny w rankingu FIFA, od którego przecież wiele zależy. Mówię o rozstawieniach w eliminacjach do dużych turniejów itd. - O awans w rankingu wcale nie będzie łatwo. Przecież w Afryce czołówka jest bardzo szeroka. Są "Słonie", Nigeria, Ghana, Maroko, RPA i wiele innych zespołów. Zdaję sobie sprawę z tego, że dopiero kiedy Tunezja będzie prezentować naprawdę wysoki poziom, będzie miała szansę dostać się na mundial. Konkurencja w Afryce rzeczywiście jest teraz ogromna. Czy Tunezja jest dzisiaj w czołowej piątce na kontynencie? - Reprezentacja nie grała w ostatnich latach na miarę możliwości, ale moim zdaniem jej potencjał jest bardzo duży. Proszę pamiętać o tym, że liga tunezyjska jest najmocniejsza w Afryce. Silna jest także liga w Republice Południowej Afryki, ale sądzę, że Tunezja jest jednak szczebel wyżej. Takie kluby jak Esperance Tunis, Club Africain czy Etoile du Sahel to solidne zespoły z wielkimi rzeszami kibiców i bogatą historią. Prowadząc reprezentację Mali mieszkał pan we Francji, bo ogromna większość dobrych piłkarzy z tego kraju występuje właśnie w Ligue 1. Czy teraz będzie podobnie? - W Tunezji sytuacja jest inna niż w przypadku Mali. Rozgrywki ligowe stoją na wysokim poziomie, tak więc sporo czasu będę spędzał w Afryce. Chcę oglądać, oceniać, konsultować się ze współpracownikami. Jakie plany ma selekcjoner reprezentacji Tunezji na najbliższe tygodnie? - W środę będę oficjalnie zaprezentowany jako nowy selekcjoner reprezentacji Tunezji, wkrótce potem wspólnie z działaczami udajemy się na losowanie eliminacji mistrzostw świata. Na mundialu w Rosji zobaczymy Henryka Kasperczaka na ławce trenerskiej? - Wierzę w to mocno i jestem dobrej myśli. Rozmawiał Bartosz Barnaś