Epizod ze Zlatanem Ibrahomovicem nie powinien był się zdarzyć. A może jednak powinien, by pozostały znaczące rysy na trenerskim wizerunku idealnym Pepa Guardioli? W trzy lata stworzył najlepszą drużynę w dziejach Barcelony, co nie znaczy, że podejmował wyłącznie dobre decyzje. Oczarowanie Szwedem kosztowało klub dziesiątki milionów, mimo wszystko pozbycie się go nowy prezes Barcy Sandro Rosell uznawał do niedawna za swój największy sukces. David Villa miał przyjść na Camp Nou już na rok przed mundialem w RPA. W Valencii było mu dobrze, ale poczuł, że zostając odbiera sobie szansę spełniania marzeń. Jego determinacja była ogromna: postanowił, iż część kosztów transferu będzie pokrywał z własnej pensji. Robił co mógł, by klub, który opuszcza nie poniósł straty. Transfer Ibrahimovica znaczył tyle, że marzenia Villi przepadły. Nie bezpowrotnie, tylko na kolejnych 12 miesięcy. Ze Szwedem w składzie Barcelona zanotowała najgorszy sezon w erze Guardioli. Czym różni się Ibrahimovic od Villi? Wszystkim. Od sposobu gry, po sposób bycia. Różnicę zrobiło szczególnie to drugie. Zdobyli podobną liczbę goli tyle, że Szwed żądał statusu gwiazdy pierwszej wielkości. Villa zgodził się na dwa razy mniejszą pensję, na drugoplanową rolę wobec Leo Messiego. Wszystko byle być w końcu mistrzem Hiszpanii i wygrać Ligę Mistrzów. Przed finałem na Wembley jego forma budziła uzasadnione wątpliwości. W lutym magiczne trio MVP właściwie przestało istnieć. Villa zaliczył 11 meczów bez gola (najgorszy wynik w karierze), a w 18 spotkaniach poprzedzających pojedynek z Manchesterem trafił do siatki zaledwie raz. To samo Pedro Rodriguez. Guardiola nie mógł jednak obrazić się na swoich strzelców. Wyboru nie miał zbyt dużego, a poza tym obaj harowali jak robotnicy. W meczu roku trio MVP udało się reaktywować. W finale Champions League Villa i Pedro dotrzymali kroku Leo Messiemu. David był przy tym jedynym ze strzelców Barcy, który w żaden sposób nie skorzystał ze słabego dnia Edwina van der Sara. Jego uderzenie było po prostu perfekcyjne. Dziś nie ma dyskusji na temat sensowności ostatniego transferu Joana Laporty (40 mln euro za gracza 29-letniego). Villa potrzebował zaledwie 12 miesięcy, by spełnić wszystkie marzenia. Porażka z Realem Madryt w finale Pucharu Króla boli go mniej, bo akurat to trofeum zdobywał i z Saragossą i z Valencią. Czuje się tak szczęśliwy, że nie chce w ogóle dywagacji: czy aby nie za długo tkwił w słabszych klubach? Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim!