Bez względu na to, że decydująca bramka padła ze spalonego Sporting Braga był drużyną lepszą. Być może nie lepszą bezwzględnie, ale 24 lutego 2011 roku na pewno. Lechowi zabrakło klasy? Nie, bo udowodnił ją w meczach z Juventusem i Manchesterem City. Charakteru? Nie, bo pokazał go w dramatycznej końcówce, gdy nawet w dziesiątkę heroicznie rzucił się do przodu i zdominował rywali. Lech był po prostu do meczów z Bragą źle przygotowany, a za to odpowiada trener. Kuriozalne roszady w składzie wymyślone przez Jose Marię Bakero (Rudnevs na skrzydle, Stilić w ataku) spowodowały, że mistrz Polski stracił 45 minut. Stracił w tym czasie także oba gole, bo równie "nieobecni" w grze jak pomocnicy i napastnicy, byli obrońcy oraz bramkarz. Kotorowski nie potrafił ani wybić, ani złapać piłki po słabym strzale, z czego wziął się gol na 0-1. Bardziej przygnębiające było jednak oczekiwanie na pierwszą akcję złożoną choć z trzech celnych podań mistrza Polski. Dominował chaos, bezładne bieganie i długie wykopy do napastników wyglądające na akt bezsilności i rozpaczy. Lech sprawiał wręcz wrażenie drużyny prymitywnej, którą przecież nie jest. W przerwie Bakero przyznał się do błędu, Stilić wrócił do pomocy, a Rudnevs na środek ataku. Dobre i to, choć eksperyment był godny sparingu, a nie meczu tak istotnego. Zmiana sposobu gry w drugiej połowie nie była jednak efektem nowego, skuteczniejszego planu, raczej serca do walki i determinacji mistrza Polski. Z całym szacunkiem dla Lecha i jego rywala z Bragi, ale rywalizacja w tym dwumeczu toczyła się na poziomie znacznie poniżej jego rangi. Bakero nie jest pierwszym trenerem, który nie umiał przygotować drużyny na start sezonu. Ten sam kłopot miał choćby Jacek Zieliński, gdy w sierpniu w meczach eliminacji Champions League z Azerami Lech awansował po karnych, by bezdyskusyjnie polec ze Spartą Praga. Potem było już tylko dobrze, lub bardzo dobrze, aż w czwartek nadeszła okazja, by wziąć pośrednio rewanż na Czechach, którzy odpadli w 1/16 finału po więcej niż godnej rywalizacji z Liverpoolem. Liverpool i gra na Anfield Road była marzeniem klubu i piłkarzy z Poznania. Bezwzględnie zasłużonym, choć niestety zaprzepaszczonym. Lech nie stawał do meczów z Portugalczykami w roli faworyta. Odpadł, co nie jest tragedią, bo w Bradze przegrywała Sevilla i Arsenal. Pozostanie jednak dręczące wrażenie, że mogło być inaczej, gdyby mistrz Polski zagrał chociaż na 80 procent możliwości. Jesienią grywał przecież na 120 proc. Dziś Lech budzi się ze swojego pucharowego snu w dość ponurej rzeczywistości. Pozostały miłe wspomnienia, ale też poczucie straconej szansy i 11. miejsce w tabeli ligi polskiej. Bakero ma okazję naprawiać swoje błędy. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim! Zobacz zapis relacji na żywo z meczu Sporting Braga - Lech Poznań Sprawdź inne wyniki 1/16 finału Ligi Europejskiej