Znakomita większość sportowców jest przewrażliwiona na punkcie dopingu. Lista zakazanych substancji jest bowiem tak długa, że w zasadzie każdy lek, suplement diety, a niekiedy i posiłek najlepiej jest skonsultować ze specjalistą. Badania moczu są przeprowadzane wyrywkowo, a każdy wykryty podejrzany pierwiastek uruchamia lawinę problemów. Trzeba pamiętać, że zgodnie z przepisami to nie na organach antydopingowych spoczywa obowiązek udowodnienia sportowcowi winy, ale na zawodniku - swojej niewinności. Boleśnie przekonał się o tym w ostatnim czasie obrońca Lecha Poznań i reprezentacji Polski, Bartosz Salamon. Pobrana od niego próbka A wykazała obecność w organizmie piłkarza chlortalidonu. To substancja, której używa się w leczeniu nadciśnienia i nie przynosi żadnych korzyści w kontekście zwiększania fizycznych możliwości sportowca. Znajduje się jednak na liście zakazanych preparatów z uwagi na fakt, że można z jej pomocą maskować zażywanie środków dopingujących. Sportowcy, którzy zostaną nakryci na stosowaniu dopingu, muszą liczyć się z ostracyzmem społecznym. Niejeden już pomnik upadł, kiedy próbka trafiła do laboratorium. W dotychczasowym idolu kibice dostrzegają nagle wyrachowanego kłamcę. To dla sportowca piekło. Afery dopingowe: Maciej Murawski wrobiony w Grecji Z drugiej strony - równie zła jest sytuacja, w której zawodnik jest niewinny, ale ktoś - w imię własnych interesów - stara się wrobić go w stosowanie nielegalnych wspomagaczy. Na własnej skórze doświadczył tego były reprezentant Polski, Maciej Murawski. Zielonogórzanin spędził cztery lata swojej piłkarskiej kariery w Grecji, gdzie bronił barw Apollonu Kalamarias i Arisu Saloniki. Kiedy był piłkarzem tej drugiej drużyny, doświadczył dopingowego uderzenia poniżej pasa. - Po meczu z Olympiakosem przeszedłem kontrolę antydopingową. W następnej kolejce mieliśmy zagrać derbowe spotkanie a PAOK-iem, a nagle, kilka dni przed, w gazecie pojawiła się informacja, że jeden z piłkarzy naszej drużyny prawdopodobnie był na dopingu w poprzedniej serii gier. Dodano również, że był to zawodnik zagraniczny, a tak się złożyło, że byłem na tej kontroli z Grekiem. Była to więc sugestia, że chodziło o mnie - mówił Murawski w rozmowie z Interią. Stres, nieprzespane noce, tysiące kłębiących się w głowie myśli, rozbieranie na czynniki pierwsze każdego posiłku. Tak przez dwie doby wyglądała rzeczywistość polskiego piłkarza. Koszmar. - Zacząłem zastanawiać się, czy może ktoś nie podłożył mi zakazanych środków w restauracji. Nigdy nie brałem dopingu, ale pomimo tego byłem bardzo niespokojny - wspominał zawodnik. Prawda - na szczęście dla Polaka - szybko wyszła na jaw. Okazało się, że cała sprawa została starannie wyreżyserowana. - Dziennikarz powiązany z PAOK-iem specjalnie napisał fałszywą informację, żeby wprowadzić nerwową atmosferę przed derbami - wyjaśnił reprezentant Polski. - Grecy kochają piłkę w sposób szalony. Niekiedy więc ludzie związani z futbolem posuwają się do nieczystych zachowań, aby tylko zwyciężać - zakończył Murawski. Jakub Żelepień, Interia