Sobotnie Gran Derbi na Santiago Bernabeu zaczynają historyczne 18 dni. "Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni" - ripostuje Cristiano Ronaldo, gdy wypominają mu listopadową klęskę na Camp Nou 0-5. Dla chorobliwie ambitnego Portugalczyka nie ma bardziej upokarzającego gestu niż uniesione dłonie rywali z Katalonii. Listopadowa "manita" (piąteczka) to także najbardziej traumatyczne wspomnienie w triumfalnej karierze Jose Mourinho - dla nich obu Barcelona jest wyzwaniem nr 1. Tak jak dla całego Realu Madryt, po porażkach w pięciu ostatnich meczach. Mourinho nawet się nie uśmiecha, gdy przypominają mu, że w sobotnim Gran Derbi gra idzie właściwie o pietruszkę, bo 8 pkt przewagi Barcelony w tabeli Primera Division praktycznie zapewnia Katalończykom tytuł mistrzowski. Dywagacje, że w sobotę w meczu ligowym Portugalczyk będzie oszczędzał podstawowych graczy na środowy finał Pucharu Króla w Walencji wyglądają na nonsens i brak szacunku wobec 80 tys kibiców, którzy przybędą na Santiago Bernabeu żądni rewanżu. Jeszcze nigdy nie pragnęli go tak gorąco. Mecz jest też oczywiście wydarzeniem globalnym, w telewizji ma go oglądać 400 mln ludzi. Dla Cristiano Ronaldo każdy pojedynek z Katalończykami jest niezwykły - w sześciu poprzednich nie zdobył gola. W dodatku bywał zwykle w cieniu Leo Messiego, który odebrał mu "Złotą Piłkę" i tytuł gwiazdy nr 1 w światowym futbolu. Dziennik "Marca" zapytał wczoraj Fabio Capello, którego z tej dwójki chciałby w reprezentacji Anglii. Były trener Realu był szczery do bólu, odpowiadając: "Ronaldo zna angielski, ale to Messi przemawia lepiej językiem futbolu". Bez względu na wszystkie osobiste wątki, jak rywalizacja pragmatycznego Mourinho z romantycznym Pepem Guardiolą, to, co czeka kibiców obu klubów w zbliżających się trzech tygodniach mogłoby posłużyć za scenariusz do filmów Alfreda Hitchcocka. Zacznie się od sobotniego trzęsienia ziemi na Santiago Bernabeu, a potem napięcie będzie narastać. Pucharu Króla Real Madryt nie zdobył od 18 lat, a w środę, na Estadio Mestalla gra finał z Barceloną. Na koniec 27 kwietnia i 3 maja oba hiszpańskie kolosy zmierzą się w dwumeczu, którego zwycięzca pojedzie na finał Ligi Mistrzów na Wembley. Tam, gdzie 19 lat temu, Barca zdobyła swój pierwszy tytuł najlepszego klubu Europy. Real chce nie dopuścić do powtórki z historii licząc na swój dziesiąty triumf w rozgrywkach, których był zawsze największą gwiazdą. W zbliżających się meczach z Realem gracze Guardioli mogą udowodnić, że zasługują na tytuł drużyny wszech czasów. Z kolei "Królewscy" nie będą mieli bardziej spektakularnej okazji, by wrócić na szczyt. Kiedy spojrzeć na statystyki, są najlepszą drużyną tego sezonu Champions League (8 zwycięstw, 2 remisy). Zdobyli 14 goli, tyle ile Barcelona, stracili trzy, tyle ile Manchester United. Już w listopadzie przepowiadano im wielki sezon pod wodzą Mourinho, zaraz potem przyszła jednak klęska na Camp Nou. Klęska, po której drużyna miała jednak siłę się podnieść. W Barcelonie wielka nowina. Walczący od niemal trzech miesięcy z tajemniczą kontuzją kolana kapitan Barcy Carles Puyol jest ponoć zdolny do gry. Tylko czy wystąpi już na Bernabeu? Eric Abidal wciąż choruje, a defensywny pomocnik Javier Mascherano pauzuje za kartki. To oznacza, że gdyby Guardiola oszczędzał Puyola, na stoperze obok Gerarda Pique zagrają Busquets, Milito lub Fontas. Pierwszy jest defensywnym pomocnikiem, drugi za stary, trzeci za młody. Guardiolę to niepokoi, bo właśnie gra defensywna, wysokim pressingiem jest fundamentem sukcesów jego zespołu. Problemy w ataku są mniejsze. Leo Messi pobił rekord życiowy (48 goli w sezonie), ale David Villa i Pedro Rodriguez, którzy w listopadzie na Camp Nou pokonali Ikera Casillasa trzy razy, nie zdobyli bramki od połowy lutego. Guardiola twierdzi, że Real Madryt ma najsilniejszą kadrę w Europie (Kaka siedzi na ławce), liczy jednak, że zbliżających się meczów nie będą rozstrzygali rezerwowi, ale piłkarze podstawowej jedenastki. Real przystępuje do rywalizacji z Katalończykami bez kłopotów zdrowotnych, choć ukarany za kartki Ricardo Carvalho nie będzie mógł wystąpić w pierwszym meczu półfinału Champions League. Może Mourinho postawi na parę Pepe - Raul Albiol, by przygotować ich do wspólnej gry? Po pierwszym momencie szoku, gdy okazało się, że w końcówce sezonu czekają wielkich rywali aż cztery mecze, nie tylko ekonomiści, ale także szefowie klubów, trenerzy i piłkarze zaakceptowali sytuację. "Każde Gran Derbi jest jak prezent od losu" - wyznał bramkarz Barcy Victor Valdes. "Lepiej grać z Realem bezpośrednio, niż toczyć cały rok ten wyniszczający i nużący wyścig korespondencyjny" - dodał dyrektor sportowy Andoni Zubizarreta. W Primera Division obie drużyny już dawno oderwały się od reszty stawki, rozgrywki stały się nudne, przyda im się tak piorunujący impuls. Rywalizacja obu klubów trwa od 109 lat. W 1902 roku na fiestach koronacyjnych króla Alfonsa XIII w Madrycie zorganizowano turniej piłkarski, który miał rangę mistrzostw Hiszpanii. 13 czerwca (zaledwie trzy miesiące po powstaniu Realu) odbywa się pierwsze starcie z Barceloną. Goście wygrali 3-1 i tak zaczęła się ta najsłynniejsza w świecie piłkarska "wojna". Nigdy wcześniej jednak nie zdarzyło się, by bezpośrednie mecze dwóch wielkich rywali decydowały o wszystkich trofeach w sezonie. Od soboty, przez 18 dni piłkarski świat będzie skupiony na Hiszpanii, tak jak w lipcu, gdy drużyna Vicente del Bosque oparta na graczach Barcy i Realu wygrywała mundial w RPA. Na Santiago Bernabeu spotyka się 12 mistrzów świata i trzech laureatów "Złotej Piłki". Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim! Zapraszamy na relację na żywo z meczu Real Madryt - FC Barcelona! Wyniki, terminarz i tabela Primera Division