Jakub Żelepień, Interia: Jak pan wspomina pobyt w lidze greckiej od strony sędziowskiej? Maciej Murawski, były piłkarz Arisu Saloniki i Apollonu Pontou: Pod względem sędziowania liga grecka nie jest idealna. Już za moich czasów sędziowie popełniali błędy i niestety często było czuć, że robią to z premedytacją. Chce pan przez to powiedzieć o ustawkach? - Muszę być ostrożny z tego typu osądami, bo nie mam pewności. Grałem jednak w piłkę przez wiele lat, również w Polsce w czasach, w których nie sędziowano fair, więc jestem w stanie wyczuć takie rzeczy na boisku. Uważam zresztą, że każdy doświadczony piłkarz to potrafi. Ludzki błąd popełniony przez sędziego jest inny niż taki z premedytacją. To się po prostu czuje. Nie wiem, jak jest teraz w Grecji, bo od dawna tam nie gram, natomiast mogę sobie wyobrazić, że to, co stało się z zespołem Pawła Raczkowskiego, było zaplanowane. Widać było również, że w tę sytuację były zaangażowane media. Rozmawiał pan z sędzią Raczkowskim lub jego otoczeniem? - Nie, ale doskonale wiem, że miłość Greków do piłki nożnej przyjmuje często dziwne, niezrozumiałe wręcz formy. Sam miałem okazję tego doświadczyć. Po meczu z Olympiakosem przeszedłem kontrolę antydopingową. W następnej kolejce mieliśmy zagrać derbowe spotkanie a PAOK-iem, a nagle, kilka dni przed, w gazecie pojawiła się informacja, że jeden z piłkarzy naszej drużyny prawdopodobnie był na dopingu w poprzedniej serii gier. Dodano również, że był to zawodnik zagraniczny, a tak się złożyło, że byłem na tej kontroli z Grekiem. Była to więc sugestia, że chodziło o mnie. Kolejne dwa dni były fatalne, nie wiedziałem, co się stało. Zacząłem zastanawiać się, czy może ktoś nie podłożył mi zakazanych środków w restauracji. Nigdy nie brałem dopingu, ale pomimo tego byłem bardzo niespokojny i naprawdę źle spałem. Później okazało się, że dziennikarz powiązany z PAOK-iem specjalnie napisał fałszywą informację, żeby wprowadzić nerwową atmosferę przed derbami... Myśli pan, że teraz sytuacja była analogiczna? - To bardzo możliwe. Nie zakładam, żeby polski sędzia, jadąc na mecz zagraniczny, upił się i zaczepiał kogoś na lotnisku. To jest dla mnie zupełnie abstrakcyjna sytuacja, a tak to właśnie było przedstawiane w gazetach. Grecki futbol ma wiele pięknych stron, ale niestety ma też te ciemne. Dlaczego akurat tam sędziowie, prezesi i dziennikarze są ze sobą powiązani tak mocno? - Grecy kochają piłkę w sposób szalony. Jeśli wygrywasz, jesteś Bogiem i noszą cię na rękach. Jeśli przegrywasz, natychmiast zostajesz znienawidzony. Niekiedy więc ludzie związani z piłką posuwają się do nieczystych zachowań, aby zwyciężać. Być może ktoś stwierdził, że na polskiego sędziego nie będzie można wpłynąć i chciał wymienić go na takiego, na którego będzie można. Wróćmy jeszcze na koniec do pańskich doświadczeń - pamięta pan jakieś sędziowskie afery ze swoich czasów w Grecji? - Jedna z większych dotyczyła Olympiakosu, który miał wówczas ogromne wpływy wśród sędziów. Grałem w Apollonie i wygraliśmy z ekipą z Pireusu. Po meczu stwierdzono, że jeden z naszych piłkarzy - zgłoszony i zaakceptowany wcześniej przez federację - nagle nie był uprawniony do gry. Dostaliśmy walkowera. Okazało się, że Olympiakos potrzebował trzech punktów, aby zdobyć mistrzostwo Grecji. Przy porażce pierwsze miejsce przypadłoby AEK-owi. Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia