Andrzej Klemba, Interia: Jeszcze przed poniedziałkowym meczem z Radomiakiem stało się jasne, że Ruch spadł z Ekstraklasy. Co było głównym powodem? Mariusz Śrutwa: Ruch rozpoczął drogę do spadku jeszcze zanim zaczął się sezon, kiedy latem dokonywano roszad w kadrze i przeprowadzano transfery. A trzeba było wykorzystać euforię związaną z awansem. Od początku grać tak samo jak w poprzednim sezonie, wygrać kilka spotkań i mieć kapitał punktów, by później było łatwiej. I wtedy prościej byłoby przystosować się do warunków Ekstraklasy. Tymczasem zaczęto zmieniać styl, ale zatracono to, co do tej pory zawsze było atutem Ruchu: charakter. To mu pozwoliło przejść drogę z trzeciej ligi do ekstraklasy. I zwykle to nie był wcale najlepszy piłkarsko zespół, który łatwo wygrywał ligę. Przychodziło mu to z trudem, ale właśnie charakter i wola walki sprawiały, że te trochę mniejsze umiejętności piłkarskie udawało się przykryć. Grał też wysoko, pressingiem, stanowił monolit. Na boisku wychodziło 11 zawodników, którzy przede wszystkim walczyli i biegali. To zostało gdzieś zagubione. Ruch chciał grać inaczej, mieć bardziej poukładaną piłkarsko drużynę, ale zawodnicy, którzy doszli, nie mieli odpowiedniej jakości, by zdobywać punkty i zapewnić utrzymanie. Utracone DNA drużyny, to był główny powód spadku. Dwa razy zmieniano trenera. Z którym Ruch grał najlepiej? - Przede wszystkim zmiany robiono wtedy, kiedy nie był do tego dobry czas. Nie do końca rozumiem i chyba nie tylko ja, co miało dać zwolnienie pierwszego szkoleniowca i zastąpienie go asystentem. Tu nie ma mowy o efekcie nowej miotły czy mobilizacji. A po kilku meczach Jan Woś został też zwolniony. To przecież podważa wcześniejszą decyzję. Teraz trudno racjonalnie ocenić, który szkoleniowiec zawalił. Trener Skrobacz mówi, że przeszedł najtrudniejsze mecze, że przed zespołem byli łatwiejsi rywale i został zwolniony. Jan Woś może mówić, że zrobił lepszą średnią niż Skrobacz, w sześciu meczach przegrał tylko raz i też mu podziękowano. Obecny szkoleniowiec powie, że przejął zespół w beznadziejnej sytuacji i trudno było coś więcej zdziałać, a i tak najlepiej punktował. Trzech trenerów, a nie wiadomo, który jest winien. Janusz Niedźwiedź powinien poprowadzić Ruch w pierwszej lidze? - To trudne pytanie. Łatwiej będzie na nie odpowiedzieć po trzech meczach, które zostały do końca sezonu. Ruch musi zrobić wszystko, by nie zapłacić kary za zbyt mało minut młodzieżowców na boisku. To też pewien sygnał, że w trakcie sezonu nie udało się tego zrealizować. W tych trzech meczach trzeba przyjrzeć się i sprawdzić, kto chce zostać w zespole, na kim nam zależy, by już budować zespół na pierwszą ligę. A tam nie będzie łatwo wrócić do ekstraklasy. Chętnych będzie co najmniej pięć, sześć drużyn. Z czego Ruch zostanie zapamiętany w tym sezonie w Ekstraklasie? - Z tego, że bardzo dobrze prezentował podczas meczów na trybunach Stadionu Śląskiego. Mimo spadku popularność Ruchu bardzo mocno wzrosła. Sportowo zapamiętamy Ruch też z tego, że w ważnych momentach, kiedy ważyły się losy meczów, a co za tym idzie utrzymania, w drużynie nie znalazł się lider, który potrafiłby pociągnąć drużynę. Wystarczy przypomnieć takie mecze jak z Koroną Kielce, kiedy w ostatnich minutach stracił zwycięstwo albo z Cracovią, z która grał godzinę w przewadze zawodnika i nie umiał wygrać. Dałoby się pewnie znaleźć jeszcze ze dwa, trzy spotkania, w których wypuszczał punkty w końcówkach lub po kuriozalnych golach. Gdyby nie to, Ruch by mógł się utrzymać. Wspomniał pan o kibicach. Średnio na meczach Ruchu było prawie 20 tysięcy kibiców. To dwa, a nawet trzy razy więcej niż w poprzednich sezonach w ekstraklasie. Spadek może to zmienić? - Na tę chwilę ten kapitał jest i wierzę, że uda się go utrzymać. W weekend Ruch zorganizował piknik pod Stadionem Śląskim i choć nie było meczu, przewinęło się tysiące osób. Mimo spadku popularność Ruchu ogromnie wzrosła i tendencja jest zwyżkowa. Także, przynajmniej na początku, przyszłego sezonu bym się nie obawiał. A czego? - Jak poradzą sobie władze klubu, które przez ostatnie sezony przyzwyczaiły się do tego, że wszystko się udaje. Był sukces sportowy, organizacyjny i udało się wyprowadzić klub na prostą także finansowo. Teraz trzeba przełknąć pierwszą bardzo gorzką pigułkę. Zobaczymy jak działacze, ale także otoczenie klubu zareaguje. Przekonamy się, kto z zawodników ma charyzmę i potrafi zostać w trudnym momencie. Ruch zostanie na Stadionie Śląskim? Jest nowy prezydent Chorzowa Szymon Michałek, wywodzący się ze środowiska kibiców tego klubu. Może on w końcu zbuduje stadion? - Klub ma podpisaną umowę na organizację meczów na Stadionie Śląskim. Wiadomo, że w pierwszej lidze będzie mniejsze zainteresowanie, ale na razie powinien z niego korzystać. Jest prezydent, który daje nadzieje, że sytuacja z nowym stadionem dla Ruchu będzie klarowna. Trzeba jednak pamiętać, że jest też prezydentem całego miasta, w którym nie brakuje innych problemów. Myślę, że dotrzyma obietnic, ale musi mieć też pełne wsparcie ze strony klubu. Rozmawiał Andrzej Klemba