Najprościej niechęć do Legii w innych regionach Polski wytłumaczyć można powoływaniem najlepszych piłkarzy do odbycia służby wojskowej. Jest to jednak znaczne uproszczenie, które nie działa w tym przypadku. Kluby górnicze miały wówczas wiele możliwości, żeby nie oddać swojego piłkarza w "kamasze". Praca w kopalni była wystarczająca, żeby odroczyć służbę. W historii Górnika nie znajdziemy wielu piłkarzy "porwanych" przez Legię. W latach 50. CWKS teoretycznie ściągał do wojska kogo chciał. Nie zawsze jednak, jak twierdzą osoby nieprzychylne Legii, działo się to bez zgody i chęci samych piłkarzy. Legii trudno było wówczas odmówić, bo w Warszawie można było się życiowo ustawić, poprawić swój byt i wiele się nauczyć. W klubie można było rozwijać swój talent w dobrych warunkach. Kto chciał po zakończeniu obowiązkowej służby mógł zostać w wojsku, komu się nie spodobało, mógł wracać w rodzinne strony. Tak było choćby z Ernestem Pohlem, który zdobył z Legią dwa mistrzostwa Polski w 1955 i 1956 r.. Dopiero później legendarny napastnik przeszedł do Górnika i od razu został tam mistrzem, a później jeszcze siedem razy. W Zabrzu świetnie wykorzystał to, czego nauczył się w CWKS, do którego trafił jako piłkarz z doświadczeniem jedynie w małych klubach - Slavii Ruda Śląska i Orle Łódź, gdzie rozpoczął służbę wojskową, która kończył w Legii. Inny utalentowany chłopak ze Śląska - Lucjan Brychczy, wybrał inną drogę. Do CWKS trafił w 1954 r. jako 20-letni chłopak z Piasta Gliwice. W Legii osiągnął wszystko: cztery mistrzostwa Polski, cztery Puchary Polski, półfinał Pucharu Mistrzów. Brychczy postanowił pozostać w wojsku, w którym doszedł do stopnia pułkownika, pracując cały w klubie, czas przy piłce. Podobnie swoją karierą pokierował też Kazimierz Deyna, który razem z Brychczym prowadził Legię do półfinału Pucharu Europy, gdzie zmierzyła się z Feyenoordem Rotterdam. Właśnie po fantastycznych występach w europejskich pucharach Legia zaczęła być trochę lepiej odbierana w innych częściach kraju. W tym samym czasie sukcesy w Europie odnosił także Górnik Zabrze, więc Polska została podzielona na kibiców Legii i Górnika. Od tamtego czasu kibice obu drużyn nie pałali do siebie sympatią. Jedni wielbili Kazimierza Deynę, drudzy Włodzimierza Lubańskiego. Z tym, że gwiazdy Górnika w Warszawie nigdy nie spotkało nic takiego, co Deyna przeżył na Stadionie Śląskim. W meczu z Portugalią w 1977 r. legionista strzelił bezpośrednio z rzutu rożnego gola, który dał Polsce awans na mistrzostwa świata w Argentynie i usłyszał po tym gwizdy! Kibice gwizdali na najlepszego polskiego piłkarza, bo tak nienawidzili Legii. Wrogość kibiców ukształtowała Legię Zdaniem Jana Tomaszewskiego dzięki tamtej niechęci całej Polski, Legia od dziesięcioleci wciąż jest w czołówce Ekstraklasy. - Im bardziej żenujące jest zachowanie kibiców, tym piłkarz stara się lepiej grać. Właśnie w takich meczach, kiedy najbardziej cię lżą, kształtuje się charakter drużyny. Widzisz, że grasz nie przeciwko 11, a 12, a nawet 13 rywalom, bo oprócz kibiców gospodarzom pomagają także sędziowie. W takich warunkach kształtowała się wielka Legia początku lat 70. - uważa legendarny bramkarz. Od 1955 r. do 1972 r. mistrzowskie tytuły trafiały przeważnie do Zabrza, albo Warszawy. Górnik był mistrzem w 1957, 1959, 1961, 1963, 1964, 1965, 1966, 1967, 1971 i 1972 r. Legia w 1955, 1956, 1969 i 1970 r. Wyjątki w tej serii to lata: 1958 r., kiedy mistrzem został ŁKS Łódź, 1962 - Polonia Bytom oraz 1960 i 1968 - Ruch Chorzów. Kibiców w całej Polsce elektryzowały występy Górnika i Legii w europejskich pucharach. Górnik w 1968 r. dotarł do ćwierćfinału Pucharu Mistrzów, w 1970 r. do finału Pucharu Zdobywców Pucharów, a w 1971 r. do ćwierćfinałów tych samych rozgrywek. Wśród ekip eliminowanych przez zabrzan były takie marki, jak - Dynamo Kijów, AS Roma, Glasgow Rangers, Olympiakos Pireus, Lewski Sofia Legia w 1970 r. grała w półfinale Pucharu Mistrzów, a rok później w ćwierćfinale tych samych, najważniejszych w Europie rozgrywek. Warszawski zespół eliminował takie drużyny, jak Saint Etienne, Galatasaray Stambuł, IFK Goeteborg, czy Standard Liege. Te mecze oglądała cała Polska - z tym, że jednym bardziej podobało się to co na boisku pokazywał Deyna, a drugim gole Lubańskiego. Kraków pustoszał podczas meczów Górnika W części polskiego społeczeństwa, która na przełomie lat 60. i 70 kibicowała Górnikowi a nie Legii, wychował się medalista mistrzostw świata z 1982 r., Andrzej Iwan. - W moim przypadku na pewno nie można mówić o nienawiści do Legii. Ewentualnie o niechęci - wspomina "Ajwen". - Jak byłem gówniarzem, to Legia ostro rywalizowała z Zabrzem. Kiedy grał Górnik, to ulice mojego rodzinnego Krakowa pustoszały. W przypadku Legii niekoniecznie tak było, choć to warszawianie grali lepiej w europejskich rozgrywkach. W końcu doszli do półfinału Pucharu Mistrzów, który był dużo bardziej prestiżowy niż Puchar Zdobywców Pucharów, w którym Górnik grał w finale. Jako małolat próbowałem rozszyfrować niuanse polskiej piłki i wiedziałem jedno: Legia brała do wojska kogo chciała. Oczywiście dużo później dowiedziałem się, że Górnik taki święty nie był, bo w kopalni można było odsłużyć wojsko. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że nie każdy musi iść do Legii. Takiej rywalizacji między dwoma klubami nie było do początków XXI wieku, kiedy Wisła Kraków rywalizowała z Legią - uważa były gwiazdor Wisły Kraków i Górnika Zabrze. Później Legia i Górnik rywalizowały ze sobą jeszcze w latach 80., kiedy to jednak tytuły zdobywali tylko zabrzanie, a "wojskowi" musieli zadowalać się Pucharami Polski i tytułami wicemistrzów. Na początku lat 90. Górnik po raz ostatni liczył się w ligowej piłce, ale wtedy górą byłą Legia. I tak jest do teraz. Mecze z lat 90. umocniły jednak kibicowskie animozje wśród fanów Legii i Górnika. Niechęć, której początek miał miejsce w latach 60., trwa do dzisiaj.