Stosunki między Armenią a Turcją od dziesiątek lat są bardzo złe. Od rzezi Ormian w 1915 roku, przez wojnę pięć lat później i wiele mniejszych bądź większych napięć w kolejnych latach, oba narody cały czas żyją w atmosferze nienawiści i wrogości. Choć akurat ostatnio, po trzęsieniu ziemi w Turcji, po raz pierwszy od 35 lat otwarto przejście graniczne między tymi państwami, żeby dostarczyć pomoc humanitarną dla ofiar. El. Euro 2024: Gorąco na meczu w Erywaniu Nie zmienia to jednak faktu, że nadal mecze między tymi krajami stanowią spotkania podwyższonego ryzyka. Nie inaczej było i tym razem. Podczas tureckiego hymnu w Erywaniu rozległy się potężne gwizdy, kibice zresztą przez całe spotkanie nie szczędzili rywalom obelg i buczenia. Zaczęło się bardzo dobrze dla gospodarzy, którzy już w 10. minucie wyszli na prowadzenie. I to po samobójczym golu Ozana Kabaka, który tak pechowo przeciął dośrodkowanie z prawej strony boiska, że wpakował futbolówkę do własnej bramki. Jednak w 34. minucie płaskim strzałem tuż zza linii pola karnego do remisu doprowadził Orkun Kokcu i do szatni obie drużyny zeszły przy wyniku 1:1. W 64. minucie bardzo szybko rzut wolny rozegrali goście, w sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się Kerem Akturkoglu i wyprowadził Turków na prowadzenie. Celebracji gola towarzyszyło głośne buczenie, ale piłkarz absolutnie nic sobie z tego nie robił. Chociaż gospodarzy zaciekle atakowali, a Turcja cofnęła się pod swoje pole karne, to jednak kadra Armenii nie zdołała doprowadzić do wyrównania i ostatecznie rozpoczęła eliminacje mistrzostw Europy od porażki 1:2 ze znienawidzonym rywalem.