Pierwszy parokrotnie ratował niefrasobliwie grających w defensywie kolegów. - Po to stoję między słupkami, żeby od czasu do czasu coś obronić - skromnie odpowiadał na pytania dziennikarzy Białkowski. - A gratulacje należą się całej drużynie. Przecież, gdyby chłopacy nie strzelili tych trzech bramek, to nie wygralibyśmy meczu - dodał. Z kolei Majewski z powodzeniem dyrygował grą zespołu, szkoda tylko, że momentami z uporem maniaka obrońcy posyłali dalekie piłki na niewysokich Małeckiego i Ćwielonga, a nie dogrywali na środek do aktywnego i przebojowego Majewskiego. Jednak kiedy pomocnik Groclinu miał już piłkę przy nodze to "pachniało" bramką dla naszej ekipy. Najpierw zainicjował akcję po której padł pierwszy gol autorstwa Szymona Pawłowskiego, a na siedem minut przed końcem kapitalnym uderzeniem zza pola karnego przypieczętował zwycięstwo biało-czerwonych. - Bardzo się ciesze z bramki, bo od dawna nie mogę nic strzelić. Może teraz odblokuje się w lidze - zastanawiał się Majewski, który zadedykował bramkę swojej dziewczynie. - Już dawno jej to obiecałem, wreszcie strzeliłem i bardzo się z tego powodu cieszę. Tym bardziej, że była to bramka dla Polski i to w meczu eliminacyjnym - cieszył się filigranowy pomocnik. Nie jest tajemnicą, że Majewskiego w składzie chciałby mieć trener Wisły Kraków, Maciej Skorża, który ściągnął zawodnika do Groclinu ze Znicza Pruszków w trakcie poprzedniego sezonu. Czy wkrótce zobaczymy go przy Reymonta? - Tak, jak przyjedzie Groclin - śmiał się Majewski. Z tranferu Majewskiego do Wisły z pewnością ucieszyłby się Piotr Ćwielong, który parokrotnie uciekł wczoraj obrońcom gości po dograniach kolegi z młodzieżówki. Po jednym z nich i kiwnięciu bramkarz znalazł się nawet przed pustą bramką, ale trafił do siatki. - Chyba za wcześnie uwierzyłem, że będzie bramka - kręcił głową Ćwielong. - Na szczęście w drugiej połowie się zrehabilitowałem i strzeliłem gola - dodał. Dariusz Jaroń, INTERIA.PL