Debatę na temat: "kto będzie w tym roku mistrzem Hiszpanii?" prowadzą już tylko fantaści. Real Madryt zaliczył właśnie 10. zwycięstwo od grudniowego Gran Derbi, do którego przystąpił po 10 kolejnych wygranych. Porażka z Barceloną na Santiago Bernabeu 1-3 to już jedyny fakt utrzymujący graczy Jose Mourinho na ziemi. Inaczej byliby w chmurach dawno. 99 pkt, 107 goli - te liczby warto przypomnieć, opisują one historyczne rekordy Primera Division. W sezonie 2009-2010 Barcelona Pepa Guardioli w walce o tytuł została zmuszona do otarcia się o setkę. 107 bramek osiągnięcie z dłuższą brodą, ustanowili go "Królewscy" prowadzeni przez Johna Toshacka 22 lata temu. Na 13 kolejek przed końcem sezonu drużyna Jose Mourinho ma oba historyczne wyniki w zasięgu ręki. W 25 kolejkach zdobyła astronomiczną liczbę 67 pkt i 85 bramek. Jeśli utrzyma średnią w 13 pozostałych meczach, wywalczy jeszcze 35 pkt i 44 gole. Co da 102 pkt i 129 bramek! Te wyniki będą miały szansę przetrwać dekady. Jose Mourinho nazwałby to wszystko głupotami. Kiedy rozgrzani formą "Królewskich" fani zaczęli obliczać, czy tradycyjny szpaler, którym honorowany jest nowy mistrz Hiszpanii, mógłby się odbyć 21 kwietnia na Camp Nou, portugalski trener zasugerował, żeby puknęli się w czoło. "Nie interesują mnie podobne bzdury" - zganił kibiców i dziennikarzy. "Chcę mieć jeden punkt przewagi nad Barceloną po 38 kolejce". Portugalczyk może się wydawać malkontentem. Jego drużyna sprawia przecież wrażenie walca drogowego zdolnego powalić na swojej drodze każde drzewo. Mauricio Pochettino, jeden z najlepiej rokujących młodych trenerów w Primera Division, po raz kolejny bezradnie patrzył w niedzielę jak jego dzieło zostaje rozbite w proch i pył. Espanyol, groźny dla wszystkich innych rywali w lidze, przegrał z Realem siódmy kolejny mecz. Stosunek bramek 21-0! Mourinho osiągnął już tyle, że wie, co się liczy naprawdę. Nie ma sensu tracić sił na niewiele znaczące drobiazgi, trzeba utrzymać najwyższy stopień koncentracji, by powalczyć o triumf w Champions League. Widząc co się dzieje w europejskim futbolu szef UEFA Michel Platini ogłosił, że finał Real - Barcelona na Allianz Arena nie byłby dla kierowanej przez niego organizacji zły. Z jednej strony wszystkich straszy widmo bratobójczej gry Hiszpanów, z drugiej klasyk w finale Champions League wygenerowałby rekordowe zainteresowanie i dochody. Ostatnie już losowanie Ligi Mistrzów będzie więc wydarzeniem równie fascynującym jak zbliżające się pojedynki Chelsea - Napoli, Bayern - FC Basel, czy Inter - Marsylia w 1/8 finału. "Nie wyjedzie z Madrytu, dopóki nie zdobędzie dla nas 10. Pucharu Europy" - powiedział o przyszłości Mourinho Florentino Perez. Sam Portugalczyk o tym mówić nie chce. Stanął jednak już w tym sezonie przed niepowtarzalną szansą na to, co obiecał pierwszego dnia pobytu w stolicy Hiszpanii. Zdetronizowanie zespołu Pepa Guardioli to dla niego wyzwanie życiowe. Nigdy wcześniej z czymś o takiej skali trudności się nie spotkał, nawet w 2004 roku, gdy ruszał po triumf w Champions League z niedocenianym FC Porto. "Królewska" drużyna wydaje się teraz tak silna, że niedopuszczalna jest porażka na jakimkolwiek froncie. Zwycięstwo nad Barcą w wyścigu po mistrzostwo kraju Real ma już na wyciągnięcie ręki. Pozostał jeszcze ważniejszy i bardziej prestiżowy bój o tytuł nr 1 w Europie. Prawdopodobnie nie da się w nim zwyciężyć, bez wygrywania bezpośrednich starć z zespołem Pepa Guardioli. To ostatnia rzecz, której Mourinho brakuje do szczęścia. Jest o krok od celu, a przecież jeszcze 29 listopada 2010 roku wydawał się on kompletnie nierealny. Tak jak obiecał, najboleśniejsza w jego karierze klęska 0-5 na Camp Nou nie była końcem, ale początkiem wojny. Nie można wyobrazić sobie słodszej zemsty, niż doprowadzenie już w tym sezonie do ostatecznego zwycięstwa. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim Wyniki, terminarz i tabela Primera Division Real od rana do nocy! Bądź na bieżąco i zaprenumeruj wszystkie informacje na jego temat! Barca na okrągło! 24 h na dobę! Nie przegap żadnego newsa! Zaprenumeruj informacje na jej temat!