Symfonia gwizdów witająca Jose Mourinho na Estadio Mestalla nie będzie dla Portugalczyka ani niczym nowym, ani zaskakującym. Tak było jeszcze w czasach, gdy przyjeżdżał do Walencji z Chelsea na mecze w Lidze Mistrzów. Obiekt jest jednak dla niego wyjątkowo szczęśliwy - witany jak wróg zawsze wyjeżdżał z tarczą i szerokim uśmiechem. Ostatni raz w końcówce ubiegłego sezonu, gdy Real unicestwił Valencię wygrywając 6-3 po trzech golach Gonzalo Higuaina. Prezes Valencii Manuel Llorente wspomina, że nigdy w życiu nie czuł się tak upokorzony jak w pierwszej połowie tamtego meczu. Jego drużyna we własnej twierdzy była bezradna do tego stopnia, że bardziej niż o odwrócenie losów pojedynku modlił się o jego zakończenie. W ostatniej dekadzie Real gra na Mestalla jak u siebie, zwyciężając tam w tym czasie aż pięć razy. Prasa hiszpańska dopatruje się już głębokich kompleksów gospodarzy wobec madryckiego kolosa, choć przecież bywało też tak, że Real tracił w Walencji sześć goli. Tamten niezwykły mecz w Pucharze Króla Llorente przywołuje oczywiście znacznie chętniej. David Albelda nie ma wątpliwości, że "Królewscy" są dziś znacznie silniejsi niż w końcówce ubiegłego sezonu, kiedy urządzili jego drużynie takie lanie. Praca Jose Mourinho przynosi efekty ocierające się o doskonałość. Weteran z Mestalla widzi w Realu faworyta wszystkich rozgrywek, nie tylko w Primera Division, czy Pucharze Króla, ale i w Champions League. Słyszy to jego trener Unai Emery podkreślając, że aby zachować szanse w meczu z "Królewskimi" trzeba poradzić sobie ze strachem. Czy nie poplącze on nóg jego piłkarzom? Prasa madrycka martwi się głównie przemęczeniem gwiazd Realu po spotkaniach reprezentacji. Odnotowuje jednak małe zwycięstwo klubu z Bernabeu nad Barceloną. Argentyńczycy Leo Messi i Javier Mascherano wrócili zza oceanu o jeden dzień później niż ich rodak Gonzalo Higuain. Prasa barcelońska odpowiada, że było to zaplanowane, by gracze katalońskiego klubu odpoczęli po wyczerpującym meczu z Kolumbią, zanim udadzą się w długą podróż. Jak widać rywalizacja schodzi już na poziom detali. Cristiano Ronaldo podkreśla, że miejsce przed Barceloną w ligowej tabeli bardzo motywuje graczy Realu. By ją utrzymać na Mestalla "Królewskim" wystarczy remis, ale oczywiście jeden punkt potraktują jak porażkę. Rywalizacja obu klubów ma bogatą tradycję, nasiliła się w ostatnich latach, kiedy zespół z Mestalla zaczął mieć ambicje mocarstwowe. Spotęgowało to wzajemne niechęci. Transfer Predraga Mijatovica na Santiago Bernabeu w 1996 roku był dla fanów Valencii tak samo bolesny, jak dla kibiców Barcelony strata Luisa Figo w 2000 roku. Czarnogórzec został bohaterem Madrytu, gdy w finale Champions League w 1998 roku wbił zwycięską bramkę Juventusowi. Zaledwie 24 miesiące później kolejnym rywalem Realu w decydującym starciu o Puchar Europy była Valencia. Mimo iż w Primera Division ograła ich wtedy dwa razy, w Paryżu przegrała gładko 0-3. Rok później fani z Mestalla przeżyli powtórkę koszmaru, ich drużyna uległa w finale Ligi Mistrzów Bayernowi Monachium po rzutach karnych. To były jednak wielkie dni klubu z Walencji - dwa razy zdobywał mistrzostwo kraju (2002, 2004), w tym drugim sezonie pod kierunkiem trenera z Madrytu Rafaela Beniteza także Puchar UEFA, a na deser jeszcze Superpuchar Europy. Od tamtej pory trzeba się było z powrotem przystosowywać do roli europejskiego przeciętniaka, choć w Hiszpanii klub nie porzucił nigdy wysokich aspiracji. Transfer Mijatovica nie zniszczył, ale bardzo utrudnił relacje między obydwoma klubami. Być może właśnie te napięte stosunki miały wpływ na to, że David Villa i David Silva nie grają dziś w Madrycie. Prezes Llorente tłumaczy jednak, że oddziela resentymenty od względów biznesowych podając prosty przykład,: gdy Real przedstawił dobrą ofertę za Raula Albiola (15 mln euro), jego klub przyjął ją bez wątpliwości. Za Villę "Królewscy" dawali ponoć za mało, transfer Silvy storpedowała zmiana trenera. Do Madrytu przychodził akurat wtedy Jose Mourinho i negocjacje zostały wstrzymane, a na to czekali szejkowie z Manchesteru City. Czy można się jednak dziwić Mourinho, że nie był przekonany do wydania za Silvę 35 mln euro, skoro za kwotę trzy razy mniejszą mógł mieć Mesuta Oezila? Valencia nie gardzi graczami, których odrzucił Real. Zdaniem prezesa Llorente Roberto Soldado grałby dziś w reprezentacji Hiszpanii, gdyby względy poza sportowe nie skłaniały Vicente del Bosque do powoływania Fernando Torresa z Chelsea. W sobotę na Mestalla nie wystąpi wypożyczony z Realu Sergio Canales, który leczy skomplikowany uraz. Trybuny będą pełne, dla kibiców przygotowano 40 tysięcy chorągiewek. Tunel, którym wyjdą piłkarze na boisko, wytapetowano zdjęciami upamiętniającymi wielkie chwile Valencii. Nie zabraknie nawet legendarnego Mario Kempesa, mistrza świata z 1978 roku i króla strzelców turnieju w Argentynie. A obok niego Asensi, "Piojo" Lopez, Mendieta, Mista, Vicente, Baraja i ...Albelda. Wszyscy upuszczali kiedyś krwi królewskiej. Ci gracze zapracowali na pozycję Valencii w hiszpańskim futbolu. Jest ona taka, jak ta, którą zajmuje w tabeli zespół Emery'ego. W sobotę mierzy się więc pierwsza drużyna z trzecią, tak w obecnym sezonie, jak w klasyfikacji historycznej. Jeśli Real wygra, odskoczy Valencii już na 7 pkt i właściwie zacznie się powtórka z ubiegłych lat, gdy w wyścigu po mistrzostwo nie liczył się nikt poza parą madrycko-barcelońską. Triumf Valencii spowodowałby ścisk w czołówce. Tylko, czy wobec wielkiej formy rywala z Madrytu jest on realny? Być może przeszłość klubu z Mestalla i jego duma będzie paradoksalnie atutem "Królewskich". Zespół Emery'ego nie może zrobić tego, co skromniutkie Levante. Jedyna drużyna, która pokonała Real w tym sezonie Primera Division ustawiła się przed własnym polem karnym i czekała na okazję do kontry. Gracze Valencii muszą zaatakować, a wtedy szanse na zwycięstwo nad zespołem Mourinho spadają zwykle do minimum. W grze szybkim atakiem "Królewscy" nie mają sobie równych w Europie. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim Wyniki, terminarz i tabela Primera Division