- Myślę, że wywarłem wpływ na Afrykę i sądzę, że dostanę ponad połowę afrykańskich głosów - powiedział 45-letni Infantino w poniedziałek po wizycie na wyspie Robben nieopodal Kapsztadu. Do RPA zaprosił go kandydujący na ten sam urząd Tokyo Sexwale. Głosowanie odbędzie się w piątek w Zurychu. Pozostali działacze ubiegający się o najważniejszy urząd w futbolu nie znaleźli czasu na wizytę w Afryce Południowej kilka dni przed wyborami, choć Sexwale poinformował, że zaprosił wszystkich. Infantino przyleciał do RPA w poniedziałek rano, a wieczorem był już w samolocie powrotnym do Szwajcarii. Europejczyk zaprzeczył, jakoby w jakikolwiek porozumiał się z Sexwale'em w sprawie wyborów. - Nie mam nic do ukrycia - uciął. Jednak biznesmen i polityk z RPA przyznał, że im bliżej terminu wyborów, tym większa szansa na sojusze. - Jestem realistą. Przed linią mety pojawią się porozumienia. Jestem otwarty na negocjacje i sojusze - stwierdził. Piłkarska Konfederacja Afryki (CAF) wcześniej poinformowała, że postawi w piątkowych wyborach na szejka Salmana ibn Ibrahima Al Chalifę z Bahrajnu. Decyzję jednak każdy członek FIFA podejmuje samodzielnie, a zdanie konfederacji traktuje jedynie jako rekomendację. - Odbyłem dyskusje z wieloma prezesami piłkarskich federacji Afryki i mogę powiedzieć, że jestem pewny siebie - powiedział Infantino. Jeśli jego przewidywania się sprawdzą, Szwajcar może być praktycznie pewny zwycięstwa w Zurychu, gdzie w piątek wybrany zostanie następca zdyskwalifikowanego na osiem lat Josepha Blattera. Afryka ma 54 głosy, a europejski kandydat może liczyć także na poparcie UEFA (53), Ameryki Południowej (10) oraz części z 35 federacji Ameryki Środkowej, Północnej i Karaibów. Al Khalifie sprzyjają kraje azjatyckie (46). W sumie głosuje 209 federacji członkowskich.