Artur Szczepanik: Jak trafiłeś do Arisu Limassol? Daniel Sikorski: - Z powodu COVID-19 musiałem przedwcześnie opuścić Hiszpanię i klub CD Guijuelo. Grałem już wcześniej na Cyprze - dwa lata w Pafos FC i Nea Salaminie, więc gdy dostałem propozycję z Arisu zdecydowałem się ją przyjąć. Klub występował w II lidze, ale plany miał ambitne. Spodobał mi się ten projekt i nie żałuję. Nie pomyliłeś się. Walczycie o europejskie puchary, a awansowaliście głównie dzięki 24-golom, które strzeliłeś w poprzednim sezonie. Początek w Arisie miałem jednak niecodzienny. W dniu mojego przylotu na Cypr, prezes klubu zmarł nagle na atak serca. Na lotnisko przyjechał po mnie dyrektor sportowy i jak mi o tym powiedział, to nie mogłem uwierzyć. Pytał mnie: "zgadnij co się stało?". Powiedziałem mu, że nie mam pojęcia. A on mi mówi, że prezes nie żyje. Szybko uspokoił mnie jednak, że Aris ma pieniądze do zimy, a jak do tej pory nie znajdzie inwestora, to będę mógł odejść za darmo. W lidze dobrze nam się wiodło, mi się udało strzelić kilka ważnych bramek i zespół cały czas trzymał się na miejscach dających awans. On od początku był naszym celem. Dzięki temu, że dobrze graliśmy, zimą pojawił się inwestor, który w pełni przejął klub już po awansie. Teraz jesteśmy w pierwszej szóstce i gramy o puchary. A ja czuję satysfakcję, że dołożyłem swoją cegiełkę do tego, gdzie klub teraz jest i mogę się identyfikować z tym sukcesem. Jeden telefon i rodzina kolegi przedostała się do Rumunii Temat wojny na Ukrainie pojawia się w waszych rozmowach w klubie? Jako Polak śledzę wszystkie wiadomości. Udało mi się też zaangażować w pomoc dla mojego kolegi klubowego, Witalija Kwaszuka. Jego żona i syn polecieli do Kijowa i nie zdążyli wrócić przed wojną. Kobieta próbowała dostać się do Polski, ale utknęła w gigantycznych korkach w drodze do granicy. Skierowali się więc w stronę Rumunii. Występowałem tam kiedyś, więc wykonałem telefon do znajomego. Spytałem go, czy zna kogoś w rejonie Suczawy? Znajomy też wykonał telefon i wszystko zostało ogarnięte. Kobieta przez Rumunię dotarła szczęśliwie na Cypr. Kontakty z bogatej kariery na coś mi się w końcu przydały. Masz umowę z Arisem do końca sezonu. Co potem? Wracam do Bayernu. Oczywiście żartuję, bo nie wiem co się stanie. Zobaczymy. Na razie dobrze się czuję w Limassol. Córka poszła tu do szkoły. Wygodnie się tu żyje, słoneczko świeci. Na Cyprze wszystko robione jest na ostatnią chwilę, więc może się zdarzyć, że Aris przedłuży ze mną kontrakt. Ale na razie jeszcze o tym nie rozmawiałem. Jak oceniasz poziom ligi cypryjskiej? Wystarczy zobaczyć, że w następnym roku dwie drużyny stąd kwalifikują się do eliminacji Ligi Mistrzów, a trzy kolejne też zagrają w pucharach. To świadczy o tym, że to jest mocna liga Jest dużo doświadczonych chłopaków z z silnych rozgrywek z zachodniej Europy. Poziom jest naprawdę wysoki. Stadiony nie są takie, jak w Polsce na przykład i z zainteresowaniem też nie jest najlepiej. Cypr jest mały i są tylko dwie-trzy drużyny, gdzie dużo kibiców przychodzi na mecze, a reszta stadionów zapełnia się raczej sporadycznie. W tym sezonie dołuje jeden z tutejszych potentatów - Omonia Nikozja. Wystarczyło, że w lidze pojawił się Aris i od razu Henning Berg stracił pracę. Tak na serio jednak, to nie jesteśmy żadną nową siłą, jak o nas piszą. jak już mówiłem projekt jest ciekawy. Władze klubu uczą się na błędach, które w przeszłości popełniali inni beniaminkowie z ambicjami, jak np. Pafos FC. Na początku sezonu bardzo dobrze punktowaliśmy i jesteśmy teraz tu, gdzie jesteśmy. Gramy o europejskie puchary - to jest nasz cel i jesteśmy blisko jego osiągnięcia. Ostatnio zmieniliście trenera. W klubie pojawił się Białorusin, który był łączony nie tak dawno z Legią Warszawa - Aleksiej Szpilewski. Właściciel zdecydował, że zmieni trenera, bo mieliśmy serię bez zwycięstw. Oczywiście było pewne zaskoczenie, bo dobrze radziliśmy sobie w lidze. Ale cóż taka jest piłka. Widzę u nowego szkoleniowca tą niemiecką świeżą, pełną energii, myśl. Ciekawe i pobudzające analizy prowadzi. Próbuje nam wytłumaczyć styl, w którym mamy grać. Ogólnie jestem optymistycznym gościem, więc zakładam, że szybko uda nam się przetransferować jego myśli na boisko. Dobrze mówi po polsku i czasami do mnie i Mariusza Stępińskiego tak się zwraca, ale jeszcze lepiej zna niemiecki i w tym języku ze mną rozmawia. W jednej drużynie z Davidem Alabą i Thomasem Muellerem Jesteś wychowankiem niedawno zmarłego Gerda Muellera. Smutno Ci się zrobiło gdy się o tym dowiedziałeś? Na pewno. Ale wszyscy się tego spodziewaliśmy. Już w 2014, czy 15 r. usłyszałem jaki jest chory. Byłem na meczu Bayernu i mój były trener Hermann Gerland do mnie podszedł i powiedział, że Gerd choruje na Alzheimera i nie jest z nim za dobrze. Już wtedy wiedziałem, że można się spodziewać najgorszego. Szkoda, że tak wcześnie odszedł, ale w Bayernie wszyscy się tego spodziewali, bo bardzo długo chorował. Absolutnie jeden z najważniejszych ludzi w mojej karierze. Legenda futbolu. Szczególnie dla napastnika taki wychowawca to skarb. Opowiadał nam, że nie było części ciała, którą nie strzeliłby bramki. W Niemczech nie było chyba też klubu, któremu by nie strzelił. Dużo wskazówek mi dawał, tłumaczył, fajnie było słuchać tych jego historii. Był asystentem Gerlanda i wspólnie pracowaliśmy przez kilka lat w rezerwach wielkiego Bayernu razem m.in z Davidem Alabą i Thomasem Muellerem. Robert Lewandowski zabiera ostatnio rekordy Gerdowi Muellerowi. Rekordy są po to, żeby je poprawiać. Gerd nie miałby nic przeciwko temu. Lubił Polaków. "Lewy" robi niesamowitą robotę. Ma swoje lata, ale nadal bije te rekordy i pewnie jeszcze wiele ich poprawi. Ostatnio już nie odwiedzam Monachium tak często, jak wtedy, gdy jeszcze grał tam mój przyjaciel David Alaba. Do niedawna bywałem tam często, bo miałem "zaczepkę". Teraz będę do niego obierał kierunek Madryt. Jesteśmy cały czas w kontakcie. Ostatnio pisaliśmy do siebie przed meczem Realu z PSG. Życzyłem im powodzenia. Po hiszpańsku się teraz porozumiewamy, bo musi się uczyć języka. Niestety minęliśmy się w Hiszpanii. Trochę za wcześnie tam byłem. Grałeś w Hiszpanii w kultowym wśród kibiców klubie CD Guijuelo, który na koszulkach umieszcza reklamę soczystej szynki. Właściciel klubu ma słynną w całej Hiszpanii rzeźnię. Oprowadzał po niej mnie i kolegów. Mieliśmy też poczęstunki tego jamonu, tej szyneczki. Bardzo fajne miejsce, ekstra było to zobaczyć. Cieszę się, że grałem w takim piłkarskim kraju, jak Hiszpania. Przekonałem się, jak pracują, jak wielka jest ich miłość do piłki i jak cały kraj tym futbolem żyje. Choć to był trzeci poziom rozgrywek, mogłem zorientować się, jak się tam trenuje. Obserwowałem też, jak wyglada ta cała otoczka dookoła futbolu. Dla mnie to było bardzo ciekawe. I cieszę się, ż miałem okazję tam pograć i nauczyć się języka. Niestety wszystko skończyło się wraz z Covidem. Po prostu wziąłem walizki i wyjechałem. Ile znasz języków? Porozumiewam się w pięciu - polski, niemiecki, angielski, hiszpański i rosyjski. Grecki? Ciężko mi z tym językiem, znam pojedyncze słowa, chociaż na Cyprze poza Bayernem, gram najdłużej bo już czwarty rok. Zwiedziłeś wiele krajów, w którym klubie czułeś się najlepiej? Najwiecej się nauczyłem w Bayernie, bo byłem tam jako młody, dostający chłopak i to tam dopiero mój charakter piłkarski się kształcił. Zebrałem dużo doświadczeń, które przydało się w dalszej karierze. Mieliśmy kultowego trenera Gerlanda, który pracował wcześniej z dziesiątkami gwiazd i ich dużo wypuścił w świat. Jego wskazówki dalej siedzą mi w głowie i próbuje je przekazywać młodszym piłkarzom. W Polsce dobrze zacząłeś w Górniku Zabrze, ale potem było dużo gorzej. Ówczesne Polonia Warszawa i Wisła Kraków były dla Ciebie za silne? Polonia za mocna? Nie, tam nie było po prostu cierpliwości do piłkarzy. Łącznie zagrałem tam w sumie tylko 400 minut. W klubie był niestety jeden gość, który nie ma bladego pojęcia o piłce, ale chciał decydować o wszystkim. I to on uznał, że już nie zagram dla jego klubu. Nie miałem okazji się zbytnio wykazać. A cierpliwość do młodego piłkarza, szczególnie napastnika, jest potrzebna. Tak samo jak zaufanie, którego tam nie dostałem. Do Wisły ściągnął mnie trener Michał Probierz. Dawał mi na początku nadzieję, bo na mnie stawiał, ale to też się szybko skończyło. Nie układało mi się ani w Polonii, ani w Wiśle. To nie był jednak dla mnie czas stracony, bo wiele się nauczyłem z tych przygód. Żałuję tylko, że nie do końca pokazałem to co umiem. Sentyment do Torcidy Górnika i Legia w sercu Nie żałujesz, że nie zostałeś dłużej w Górniku? Nie jestem zawodnikiem, który żałuje jakichś decyzji, bo wszystkie one, jakoś tam działy się z mojej woli. W ogóle nie lubię patrzeć wstecz. Czy mogłem zostać w Górniku? Klub potrzebował wtedy pieniędzy, a ja byłem dobrym towarem, żeby go sprzedać. I tyle. Ale mam bardzo duży sentyment do Górnika, tamtejszej "Torcidy" i do tej pory kibicuję temu klubowi. Cieszę się, że po spadku teraz dobrze mu się układa. Jeszcze nie do końca, jak zasługuje na to ten klub, ale myślę, że jeszcze wiele sukcesów przed nim. Urodziłeś się w Warszawie i także ze względu na ojca, kiedyś to Legia była Ci najbliższa. Oczywiście, że od młodych lat Legia była w moim sercu. Była tez możliwość przejścia tam, kiedy odchodziłem z Górnika, ale niestety się nie udało. W ogóle to lubię oglądać Ekstraklasę. Ciekawi mnie teraz, jak Legia się odkopię z tego dołu. Na pewno jej się uda. A co słychać u taty - Witolda Sikorskiego, w latach 80. ulubieńca "Żylety". Wszystko u niego dobrze. Od tego roku jest emeryturze. Za miesiąc razem z mamą przylecą do mnie na Cypr. Zimą wypoczywali w Wiśle, brali udział w takiej olimpiadzie zimowej. Tata jest zdrowy i to jest najważniejsze. Prawdziwy sportowiec. Z polskiej ligi trafiłeś do Sankt Gallen. I niestety miałem trochę pecha. Zespół wszedł do fazy grupowej Ligi Europy i tuż przed tymi meczami zerwałem więzadła w kolanie. Nie miałem okazji od początku pokazać swoich umiejętności. Strasznie tego żałuję. Szwajcaria to piękny kraj, a Sankt Gallen świetny klub, w którym zawsze gra wielu młodych chłopaków i zawsze sobie dobrze radzą. Potem była Rosja. Krótko tam byłeś. W Chimkach miałem dobry kontakt z prezesem. Miałem jeszcze rok kontraktu, ale klub miał mieć nowy, niższy budżet i on powiedział mi, że będzie ciężko aby mi płacić do końca sezonu i lepiej żebym zimą się rozglądał, bo nie będzie ich na mnie stać. Zawarliśmy porozumienie i rozwiązaliśmy kontrakt. Mieszkałem w Moskwie. Piękne miasto, w którym zawsze coś się dzieje. Obecna sytuacja jest bardzo przykra, ale tamto doświadczenie fajnie wspominam. Graliśmy z Chimkami we Władywostoku, Chabarowsku, Kaliningradzie, nad Morzem Czarnym. Byłem w całej Rosji. Przeleciałem w sześć miesięcy tysiące kilometrów. Kolejny Twój klub Gaz-Metan Medias był dość egzotycznym kierunkiem. Skontaktował mnie z nim agent, który współpracował z kuzynem obecnego selekcjonera Rumunii - Eddim Yordanescu. Powiedział, że jest taki klub, szukają napastnika i jest szansa załapać się do pierwszej szóstki rumuńskiej ekstraklasy. Akurat rozwiązałem umowę w Rosji. Zdecydowałem, że pojadę zobaczyć jak to funkcjonuje. Niestety Medias to małe prowincjonalne miasteczko, taka dziura, gdzie nic się nie dzieje. Pierwszy raz jak tam pojechałem, odebrali mnie z lotniska w Kluż, to jechałem przez te wioski i się zastanawiałem, gdzie trafiłem. Transylwania to jednak piękny region, a Rumunia ładny kraj, ale w Medias ciężko było żyć. Podsumowując - jesteś zadowolony z kariery? Ale ja jej jeszcze nie skończyłem! Może latem wrócę do Polski albo do Austrii? Może zostanę na Cyprze? Jest kilka opcji. Zobaczymy co się wydarzy latem. Ogólnie jestem zdrowy i dobrze się czuję. Kontuzji unikam. Przez całą karierę miałem tylko dwie poważne, niestety obie w niefortunnym czasie. Jestem zdrowy, statystyki się zgadzają, wciąż potrafię strzelać bramki i na pewno ktoś mnie będzie chciał. Kontakty mam na całym świecie. Jednak przyjaciół takich, jak Alaba niewielu. W piłce jest tak, że grasz z wieloma chłopakami, chodzi się razem na kawę, rozmawia, trenuje. Potem jednak odchodzi z klubu i kontakt się urywa.