Jan Furtok podjął się niewdzięcznej roli, ratowania przed spadkiem z ekstraklasy GKS-u Katowice. Ponieważ nie ma licencji trenerskiej dostał od PZPN "opiekuna" w postaci Jacka Góralczyka.
"Przepisy można było nagiąć. Grałem wiele lat w Niemczech. Tam zasłużeni dla klubu zawodnicy nie mają takich problemów" - żali się Furtok na łamach "Przeglądu Sportowego".
"Na pewno ktoś wyciągnąłby do nich rękę i nie robił problemów z licencją. Ale przestańmy marzyć. Jesteśmy w Polsce..." - dodał szkoleniowiec "Gieksy".
Dlaczego Furtok, legenda polskiej i śląskiej piłki, podjął się misji niemożliwej, zostając ratownikiem w "czerwonej latarni" ekstraklasy?
"Może po części z ambicji, ale też wiary, że nie gramy w piłkę najgorzej. To się na razie potwierdza. Niektórzy myśleli, że będziemy dostawać baty od wszystkich. Że będziemy tracić po siedem goli. Tymczasem przegraliśmy z Wisłą i z Groclinem, ale i tak nikt z nas nie liczył przecież na zwycięstwa" - stwierdził trener katowiczan.
Czy jest jakaś recepta, aby uratować "Gieksę" przed spadkiem? "Jest. Nadzieja, nadzieja i jeszcze raz nadzieja" - powiedział Furtok.