- Ja się tu męczę, ta sytuacja jest kompletnie bez sensu. Jestem sfrustrowany i zły, a to się zaczyna odbijać nawet na mojej rodzinie. Muszę zmienić otoczenie, żeby przestać być wielkim kłębkiem nerwów - dodał Dudek. - Benitez najwidoczniej tego nie rozumie. On dba o swój interes, nie o mój. Tylko że trzymając mnie na siłę w klubie, robi krzywdę i mnie, i sobie. Bo ja tu już dłużej nie wytrzymam. W Liverpoolu jestem już tylko ciałem, nie duchem. Duch jest gdzie indziej - podkreślił 34-letni bramkarz. Frustracja polskiego golkipera pogłębiła się po meczach z Arsenalem Londyn w Pucharze Anglii i Pucharze Ligi. "Kanonierzy" pokonali Dudka aż dziewięć razy. - Jak się gra co pół roku, to trudno być w formie. A co do goli - OK, może przy dwóch powinienem się zachować inaczej, ale z drugiej strony obroniłem karnego. Tak czy inaczej, te mecze pokazały, że ta sytuacja jest bez sensu. Nie można trzymać człowieka na ławce, a później wymagać od niego cudów. Zresztą w ciągu dwóch ostatnich lat zagrałem na Anfield Road dwa mecze, więc liczba puszczonych goli i tak nie jest zła - wyznał Dudek. Polak przyznał, że do decydujących rozmów na temat jego przyszłości na Anfield Road ma dojść w piątek i sobotę. - Jesteśmy umówieni z Rickiem Perrym, dyrektorem Liverpoolu. Przyleci mój menedżer Jan de Zeeuw i spróbujemy załatwić moje odejście. W takiej sytuacji menedżer musi być agresywny, stać pod drzwiami działaczy i walczyć o zawodnika. Bo nikt za nas tego nie zrobi. Napisałem SMS do Jana, że już nie możemy się cofnąć, trzeba działać. Bo wprawdzie tu w Liverpoolu wszyscy poklepują mnie po plecach i mówią, że jestem legendą, ale ja nie chcę poklepywania, ja potrzebuję kopa, adrenaliny, walki, meczów - podkreślił Dudek.