Przez lata był ikoną polskiej ligi i reprezentacji Polski. Jego gole przyczyniły się do ostatniego spektakularnego sukcesu polskiej piłki - awansu na MŚ 2006 r. Ostatni rok dla Tomasza Frankowskiego to jednak pasmo niepowodzeń, a nawet cierpień. Doszło do tego, że "Franka" nie chcą w drugoligowym Wolverhampton Wanderers, gdzie ma jeszcze ważny kontrakt. Trener Wolverhampton Mick McCarthy nie rozmawia z Polakiem. - On ma swój skład i nie jestem ujęty w jego planach - nie kryje "Franek". - Zresztą w obecnym stanie zdrowia nie byłbym brany pod uwagę nawet przez szkoleniowca, który uważa mnie za pupila. Póki co przegrywam ważniejsze spotkanie - ze zdrowiem. - Nawet nie wiem, czy Wolverhampton zgłosili mnie do oficjalnej kadry na nowy sezon (raczej nie, "Franka" brakuje w 27-osobowej kadrze Wolverhampton umieszczonej na klubowej stronie - przyp. red.) - zastanawia się Tomasz. - Wiem jedno, że trener poprosił mnie, abym nie brał udziału w sesji zdjęciowej. Wnioskuję z tego, że znalazłem się w gronie szóstki graczy, z którymi klub z końcem sierpnia chciałby się rozstać. Z tym że ja nie wiem kto mnie teraz zechce, gdy nie jestem zdrowy. Mam jednak nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży. Kontuzja za kontuzją, lekarz za lekarzem - taki tryb życia spowodował, że "Franek, Łowca bramek" wyspecjalizował się w ... słownictwie medycznym. - Ostatnie miesiące poprzedniego sezonu spędziłem w Teneryfie na leczeniu kolana. Wydawało mi się, że miesiąc przerwy przed przyjazdem do Anglii wystarczy na pokonanie problemów zdrowotnych - opowiada portalowi INTERIA.PL. - Okazało się jednak, że kontuzja nie była wyleczona skutecznie, bo po pierwszym tygodniu treningów poczułem ból. No i się leczę od miesiąca. Tyle, że tu w Anglii zastosowano terapię, która nie polega na dawaniu środków przeciwbólowych i trenowaniu - jak to było w Hiszpanii, tylko wstrzymano treningi i zastosowano proloterapię. W polskich klubach to metoda nieznana. Tu i na świecie bardziej. Polega na wstrzykiwaniu dekstozy, czyli cukru. Taka terapia ma na celu pobudzenie włókien, które są zniszczone od zastrzyków sterydowych. Chodzi o kolanowe więzadła poboczne. "Franek" jest zadowolony z takiej terapii. - To dużo lepsza metoda leczenia. Nie mam żadnych ćwiczeń, żadnego lodu,żadnych tabletek. Tylko i wyłącznie co tydzień zastrzyk podany z precyzją dzięki monitorowi usg - opowiada. - Jest jeszcze w planach dwa tygodnie leczenia. Do składu "Wilków" najwcześniej wrócę we wrześniu. O powrocie do polskiej ligi - wzorem Kamila Kosowskie, Andrzeja Niedzielana, czy Jerzego Brzęczka - Tomasz nie myślał. Nie podziela też poglądu, że w Polsce każdy odbudowuje się piłkarsko. - Fakt, że ci piłkarze, którzy wrócili brylują na polskich stadionach, świadczy bardziej o poziomie naszej ligi - uważa. - Jeśli sobie "Kosa" średnio radził we Włoszech, to i tak jego poziom jest wyższy, niż wielu piłkarzy grających w Polsce. I bardzo dobrze, bo oglądałem mecz Wisły z Zagłębiem i bardzo mi się podobała gra Kamila. Oby co tydzień tak grał.