- Jeszcze nie wiem, czy zostanę napastnikiem, czy bramkarzem. Najbardziej lubię strzelać gole, a na drugim miejscu bronić - wykładał portalowi INTERIA.PL swoje ulubione zajęcia Fabian Frankowski. - Fabian? Jakieś dziwne to imię - nie ukrywał zdziwienia trener Chemicz, zapisując po zajęciach młodego Frankowskiego do swego kajetu. - W polskiej piłce jest już Fabian, tyle że w Arce Gdynia. To syn Grześka Nicińskiego - odparł "Łowca Bramek". W hali TS Wisła warunki dyktuje tylko jeden człowiek - dr Chemicz, który piłkarską młodzież szkoli już od 20 lat. W pewnym momencie treningu wysłannika naszego portalu o pomoc poprosiła jedna z matek. - Proszę pana, niech pan poda piłkę temu w zielonych butach. Trener Chemicz zareagował głośnym gwizdkiem. - Proszę panią, w domu sobie pani może robić porządki! Tutaj chłopcy muszą się nauczyć zaradności, nikt ich nie będzie prowadził za rękę. Fabian i 22 jego rówieśników zaliczyli dosyć długie, dwugodzinne zajęcia. W pewnym momencie jeden z maluchów odważył się zapytać trenera: - Czy będą przerwy? Wywołał tym ogólną wesołość. Przerwy okazały się niepotrzebne. Zajęcia były ciekawe, ale nie wyczerpujące. Chłopcy podzielenie na cztery grupy trochę grali, a przez chwilę odpoczywali. Najpierw na zasadzie szczypiorniaka grali piłeczką tenisową, później wzięli w ręce plastikowe kije hokejowe i wymachiwali nimi, by trafić do bramki, a dopiero na końcu mogli pograć w futbol. - To, czy mój syn zostanie piłkarzem, to drugorzędna sprawa. Grunt, żeby oderwał się od komputera i telewizora, zasmakował czegoś innego. Wyjdzie mu to na zdrowie - wykładał stojącej w pobliżu babci z zaciśniętymi kciukami za powodzenie wnuka w pogoni za piłką Tomasz Frankowski. - Mój syn zaczyna bardzo wcześnie. Ja w jego wieku jeszcze nie trenowałem. Zacząłem dopiero jako dziesięciolatek - dodał "Franek" z dumą w głosie podkreśla: - Fabian złapał już piłkarski bakcyl. Od dawna suszył mi głowę, by go zawieźć na trening, a jego ulubione bajki to Liga Mistrzów i Orange Ekstraklasa Michał Białoński, INTERIA.PL