Przeciągłe "Tomasz Frankowski", oraz "Franek, Franek łowca bramek", przebijało się przez naprawdę głośny doping austriackich fanów. Dopiero po ponad 20 minutach żądanie kibiców usłyszał selekcjoner reprezentacji Polski i wprowadził gracza Wisły do gry. Ten odwdzięczył mu się wypracowaniem rzutu wolnego, po którym padła bramka na 2:1, a w ostatniej minucie meczu Frankowski ustalił wynik meczu na 3:1. Po meczu "Franek" podziękował kibicom, że udało się im nakłonić Pawła Janasa do wprowadzenia go na boisko. - Bardzo dziękuję kibicom, bo po części jest to ich zasługa, że się tutaj znalazłem. Jeszcze raz serdecznie im dziękuję - stwierdził najskuteczniejszy napastnik ekstraklasy. Frankowski zagrał jedynie 23 minuty, ale po zakończeniu spotkania był szczęśliwy, że udało mu się dobrze zaprezentować i potwierdzić formę z ligowych boisk. - Wiedziałem, że Grzesiek Rasiak trochę lepiej wypadł tym w sparingu w Herzlake, więc może na podstawie tego sparingu trener wybierał wyjściową jedenastkę. Jednak jeśli mam być skuteczny, na takim odcinku czasu, to mogę grać po dwadzieścia minut - powiedział napastnik Wisły, który wchodząc na boisko wiedział, że strzeli gola. - Rozgrzewając się z Mirkiem (Szymkowiakem - przyp. red) powiedziałem, że strzelę gola i będę wiwatował z naszymi kibicami. "Franek" pochwalił również Kamila Kosowskiego, który zaliczył asystę przy jego golu. - Cała w tym zasługa Kamila. Znany jest z tego, bo nie za darmo trafił do ligi niemieckiej. On jest także bardzo szczęśliwy bo jego trenerem w Kaiserslautern jest Austriak, który nie widzi go w składzie. Teraz będzie mógł wrócić do klubu z podniesionym czołem. Andrzej Łukaszewicz, Wiedeń