W tym roku zasłużenie w finale zobaczymy najlepsze zespoły sezonu zasadniczego. Zarówno Fire na Wschodzie jak i Earthquakes na Zachodzie przez cały sezon dominowali, a także wygrali playoffy w swoich konferencjach. Finały obu konferencji dostarczyły spodziewanych emocji. Na stadionach oglądało je niewiele ponad 30 tysięcy widzów, a mecze można było zobaczyć na żywo w bezpłatnej telewizji. Oba mecze o wejście do finału zakończyły się dopiero w dogrywkach i w obu przypadkach gospodarze wykorzystali atut własnego boiska, wywalczony jeszcze w sezonie zasadniczym. W finale MLS Cup, o tytuł mistrza USA w roku 2003, już w najbliższą niedzielę o godzinie 15.30 zagrają San Jose Earthquakes z Chicago Fire. Chicago Fire - New England Revolution 1-0 (0-0, 0-0) Bramka: Chris Armas (101), Widzów 15,000 Poziom finału Konferencji Wschodniej nie zachwycił. Przez cały mecz Fire mieli niby optyczną przewagę, ale nie potrafili jej przełożyć na bramki. Revolution z kolei dzielnie się bronili, sporadycznie atakując i gdyby Pat Noonan miał więcej doświadczenia, to pewnie piłkarze z New England graliby w finale. Podopieczni trenera Nicola zakończyli sezon z fasonem, a i faworytom w Chicago napędzili sporo strachu. Na gola 15 000 kibiców czekało aż 100 minut, aż wreszcie w dogrywce Justin Mapp podciągnął do linii końcowej i wycofał do Ralpha. Jamajczyk natychmiast strzelił, ale nie uderzył czysto w piłkę i na szczęście dla "Strażaków" po drodze dobił ją Chris Armas i natychmiast utonął w objęciach kolegów. Dzięki złotej bramce Armasa, po raz trzeci w historii Fire zagrają w finale ligi MLS. Jak dotąd "Strażacy" raz byli mistrzami USA (w 1998 roku) i to w składzie z aż trzema Polakami - Piotrem Nowakiem, Jurkiem Podbrożnym i Romanem Koseckim. Piątkowy mecz był również pojedynkiem dwóch najlepszych pierwszoroczniaków sezonu, Damaniego Ralpha z Fire i Pata Noonana z Revolution. Wygrana Fire sprawiła, że w swoim pierwszym sezonie w MLS w finale o mistrzostwo USA zagra reprezentant Jamajki Damani Ralph i to najprawdopodobniej jemu przypadnie miano najlepszego debiutanta roku. - Nie powiem nic nowego jak to, że wierzyliśmy, że możemy wygrać wszystko i właśnie jesteśmy przed ostatnim meczem. Nie ma co celebrować, a od poniedziałku normalnie trenujemy. Czeka nas jeszcze jedno ważne spotkanie za tydzień i wierze, że przygotujemy się należycie do najważniejszego meczu sezonu - powiedział pochodzący z Portoryko strzelec zwycięskiej bramki Chris Armas San Jose Earthquakes - Kansas City Wizards 3-2 (2-2, 0-0) Bramki dla SJ: Manny Lagos (61), Brian Mullan (83), Landon Donovan (117), dla KC: Igor Simutenkov (57), Chris Klein (72), Widzów 16 500 Earthquakes po magicznym, cudownym, nieprawdopodobnym meczu przed tygodniem z Los Angeles Galaxy, kiedy to w 75 minut strzelili 5 goli, w sobotę ponownie zafundowali swoim fanom horror z happy endem. Wizards przybyli do Kalifornii z nastawieniem, że nie mają nic do stracenia i powalczyli. Mało tego. od awansu do finału dzieliło ich raptem 8 minut. Po pierwszej bezbramkowej połowie, w drugiej części gry Wizards dwukrotnie obejmowali prowadzenie. Najpierw Rosjanin Igor Sumutenkow, podanie Chrisa Kleina zamienił na bramkę, jednak niespełna 5 minut później szykujący się do zejścia z boiska Manny Lagos zanim został zmieniony zdążył wyrównać. - Nie zejdę dopóki nie strzelę- powiedziałem trenerowi, a że zaraz strzeliłem to mogłem zejść - śmiał się po meczu Lagos. Zmieniony przez Russella, Lagos po zejściu z boiska i odebraniu gratulacji od całej ławki rezerwowych, jeszcze dobrze nie usiadł, a Earthquakes znów przegrywali. Tym razem czterdziestolatek Preki zagrał do Chrisa Kleina. Ten był na spalonym, ale sędzia liniowy się zagapił i pomocnik Wizards okazji nie zmarnował. Dwunastym zawodnikiem Earthquakes podobnie jak przed tygodniem byli kibice, którzy przez ostatnie minuty dopingiem na stojąco zagrzewali Donovana i spółkę do walki. Uskrzydliło to gospodarzy, a były pomocnik Lecha Poznań Ian Russell mówił po meczu, że doping był jak na Bułgarskiej... To właśnie Russell kapitalnie z lewej strony boiska ograł Talleya, po czym dośrodkował wprost na nogę Briana Mullana, a ten pokonał Meole, który zaspał z interwencją. Remis 2-2 utrzymał się do 90. minuty, a w dogrywce już tylko 3 minuty dzieliły nas od rzutów karnych. W końcu po serii podań między Duńczykiem Ronnim Ekelundem i Landonem Donovanem, ten ostatni pokazał, że nie przez przypadek jest najpopularniejszym piłkarzem w USA i w pojedynku sam na sam z legendarnym Tonym Meolą nie dał szans weteranowi, zdobywając bramkę na wagę awansu Earthquakes do finału. Rozstrzygnięcie padło, gdy trener Yallop z asystentem ustalali już kto będzie strzelał rzuty karne. - Miałem już ustaloną siódemkę piłkarzy do wykonywania jedenastek, ale na szczęście obyło się bez loterii. Dziękuję chłopakom, są wielcy, pokazali takie serce do walki, że gdybym miał tyle córek, to chciałbym, żeby każdy z nich był moim zięciem - twierdził po meczu szczęśliwy trener Yallop. Earthquakes w finałach mają stuprocentową skuteczność. Grali tylko raz, ale za to wygrali w roku 2001 również pod wodzą trenera Franka Yallopa, który pod względem tytułów mistrzowskich może dogonić selekcjonera Bruce'a Arenę, który to dwukrotnie był mistrzem USA z D.C. United. Strzelec zwycięskiej bramki Landon Donovan, dziękował kibicom - To nieprawdopodobne uczucie grać dla takiej widowni. Och żeby jak najwięcej naszych kibiców przybyło na finał do Los Angeles - podkreślał rozmarzony. - Na szczęście dla MLS w finale zagrają dwie najlepsze drużyny z przekroju całego sezonu - stwierdził po meczu selekcjoner kadry USA Bruce Arena, który wiadomo, że nie jest zwolennikiem wyłaniania mistrza systemem pucharowym. Chris Reiko z San Jose <A href="mailto:chrisreiko@hotmail.com">ChrisReiko@hotmail.com</A> Wyniki NA ŻYWO ze spotkań ligi MLS można śledzić w naszym serwisie <A href="http://nazywo.interia.pl/pilka_n/mls">nazywo.interia.pl</A>