Prezes Boniek długo był wyrozumiały dla środowisk kibicowskich, prowadził z nimi dialog, próbował zrozumieć dążenia do zalegalizowania pirotechniki w ramach opraw meczowych, ale po finale Pucharu Polski miarka się przebrała. - Oddajemy sprawę do prokuratury - powiedział serwisowi eurosport.interia.pl prezes PZPN-u Zbigniew Boniek.Wcześniej na Twitterze Boniek napisał:"'Nic o nas bez nas?'- za mną skończyliście rozmawiać. Nie mam pewności, że Ci, którzy ze mną rozmawiają, potem strzelają do ludzi! Game over!" Boniek wskazuje na fakt, że PZPN wynajął stadion PGE Narodowy wraz z obsługą, czyli kontrolą bezpieczeństwa także. Do kontroli wejść sprowadzono z lotnika Okęcie skaner do wykrywania pirotechniki, a i tak została przemycona na stadion w hurtowych ilościach, przez fanów Legii i Arki. - Najwyraźniej niektórym zależy na tym, żeby finał Pucharu Polski wrócił tam, gdzie był, czyli do Wronek czy Bełchatowa - dodaje Boniek, mając na myśli finały krajowego pucharu takie jak ten sprzed 10 lat, który w Bełchatowie zakończył się burdami w wykonaniu pseudokibiców Legii. Przedwczoraj na PGE Narodowym mecz został przerwany najpierw przez sympatyków Legii, którzy racami zadymili cały stadion, a później przez fanów identyfikujących się z Arką, którzy strzelali racami na murawę i do sektora zajmowanego przez legionistów. - Tacy zadymiarze nie służą nikomu w Polsce, dlatego z pomocą organów państwa powinniśmy się ich pozbyć ze stadionów. Oni psują wysiłek tysięcy ludzi budujących polską piłkę - podkreśla prezes PZPN-u, mając na myśli rozszerzanie palety sponsorów Pucharu Polski, przedłużenie umowy ze sponsorem telewizyjnym do 2021 roku - wszystko to wzmacnia markę Pucharu Polski. Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga-Południe już wdrożyła postępowanie sprawdzające dotyczące wnoszenia i posiadania wyrobów pirotechnicznych podczas piłkarskiego finału Pucharu Polski miedzy Legią Warszawa i Arką Gdynia Trwa szacowanie strat."Po raz pierwszy zostały uszkodzone elementy najbardziej wartościowe, czyli kratownica chroniąca dach i telebim. Czekamy na opinie ekspertów. Skala strat jest jednak mniejsza niż w poprzednich latach. Teraz bowiem spalono 70 krzesełek, a dwa lata temu podczas finału Legia - Lech spalono ich 600" - powiedziała PAP-owi rzeczniczka PGE Narodowy Monika Borzdyńska. "Dzięki temu kibice wnieśli tylko 400 rac z 2,5 tysiąca, które zamierzali wnieść. Na pewno przyczyniła się do tego także współpraca z policją. Kiedy przy jednej z bram kibice Arki napierali na członków obsługi i przedarli się przez naszą ochronę, poprosiliśmy o pomoc odziały prewencji. Funkcjonariusze przy okazji interwencji zabezpieczyli wiele rac. Poza tym w tym roku obiekt zabezpieczało około 10 tys. osób, czyli o połowę więcej niż przed rokiem" - dodała Borzdyńska. Straty będą niemałe, PZPN będzie chciał obciążyć nimi sprawców.- Już nawet na amatorskich zdjęciach widać tych, którzy strzelali racami, a co dopiero na najlepszym w Europie monitoringu, jakim dysponuje PGE Narodowy - dodaje prezes Boniek.Strzelanie racami zaniepokoiło też zarządcę PGE Narodowego."Będziemy rozmawiali o tym z organizatorem meczu. Po raz pierwszy doszło do sytuacji, kiedy zagrożone było zdrowie lub nawet życie uczestników. Takie sytuacje nie mogą mieć miejsca. Organizator musi podjąć radykalne kroki" - podkreśliła Borzdyńska. Wydarzeniami podczas środowego finału PP na PGE Narodowym zajmie się Komisja Dyscyplinarna PZPN. Standardowo obraduje ona w czwartki i póki co nie podjęto decyzji o nadzwyczajnym zwołaniu posiedzenia. W piątek natomiast Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga-Południe wdrożyła postępowanie sprawdzające dot. wnoszenia i posiadania wyrobów pirotechnicznych. Na materiały zgromadzone przez policję oczekuje prokurator. Na boisku Legia pokonała Arkę 2-1, w obecności ponad 47 tys. kibiców. Święto polskiej piłki próbowało zepsuć kilkudziesięciu spośród nich i o ich identyfikację oraz wyeliminowanie ze stadionów toczyć się będzie gra.Michał Białoński