INTERIA.PL zaprasza na relację na żywo z finału ligi Mistrzów - początek o godz. 20.45 Jose Mourinho nie ma wątpliwości: zespół z Katalonii jest wybitny, ma jednak irytująco duże grono wyznawców fanatycznych. Najbardziej utytułowany trener ostatnich lat widzi ich nie tylko wśród kibiców, ale też graczy innych drużyn, sędziów, działaczy UEFA, a także całych zastępów dziennikarzy lansujących Barcelonę na drużynę wszech czasów. Nie ma komplementów, których oszczędzono by w ostatnim czasie Pepowi Guardioli i jego piłkarzom. W plebiscycie "Złotej Piłki" zajęli wszystkie miejsca na podium, niedawno napastnik Arsenalu Nicklas Bendtner powiedział, że choć nigdy nie miał sportowych idoli, gra z Xavim i Iniestą byłaby dla niego największym szczęściem, a jeden z rywali z Primera Division porównał swoje odczucia dotyczące gry Katalończyków, do smakowitej pizzy, którą pożera się z obłędem w oczach po dwóch dniach ścisłego postu. Panują nad piłką jak nikt inny Mourinho widzi w tych hołdach owczy pęd ludzi, którym myli się piękno gry z umiejętnością utrzymywania się przy piłce. Pod tym drugim względem drużyna Pepa Guardioli nie ma sobie równych. Xavi, Messi i Iniesta, a także Pedro, Busquets, Pique, a nawet Puyol i Valdes panują nad nią jak nikt inny. Od trzech lat, kiedy Guardiola został trenerem, jego zespół nie pozwolił zdominować się w ani jednym meczu. Nie znaczy to jednak, że uniknął porażek, w tym tej najboleśniejszej, 12 miesięcy temu z prowadzonym przez Mourinho Interem Mediolan w półfinale Ligi Mistrzów. Przesądni wspominają, że wtedy także pył wulkaniczny znad Islandii nękał Europę. Dla wyznawców Barcelony był to jednak wypadek przy pracy lub wręcz wynik sędziowskich błędów. Paradoks polega na tym, że choć Inter wciąż jest formalnie nr 1 na świecie, nikt za nim w finale na Wembley nie zatęskni. Ani fanatycy Barcelony, ani nawet ich najbardziej zacięci przeciwnicy. Jeśli jakaś drużyna może powstrzymać Xaviego, Messiego i Iniestę, jest nią Manchester United. Imperium Aleksa Fergusona Aleks Ferguson stworzył piłkarskie imperium opierające się upływowi czasu w takim samym stopniu jak on sam. Jego symbolem jest 38-letni Ryan Giggs - niemal ćwierć wieku temu trener odwiedził go podczas 14. urodzin namawiając na grę na Old Trafford. Tuż przed finałem na Wembley światowymi mediami wstrząsnął temat zdrady, którą piłkarz popełnił z gwiazdą "Big Brothera". Giggs walczył o zablokowanie informacji w mediach i na portalach społecznościowych, co uczyniło sprawę jeszcze głośniejszą, burząc idealny wizerunek Walijczyka. Czy Giggs ma teraz czas na futbol? Brytyjska prasa donosi, że widziano ostatnio jego żonę bez obrączki... W United Walijczyk rozegrał 875 meczów, więcej niż Bobby Charlton, jego dziadek pochodził ze Sierra Leone. Ryan wspominał, że w dzieciństwie bywał ofiarą ataków rasistowskich. Jest piłkarskim dżentelmenem, który nigdy w meczu Manchesteru nie dostał czerwonej kartki, potrafił przy tym zachować charakter wojownika. Kiedyś, gdy zadzwonił do niego David Beckham wystraszony przez intruza wałęsającego się po jego ogrodzie, Walijczyk natychmiast ruszył koledze na pomoc z kijem baseballowym. Kiedy Ferguson, a potem Giggs trafiali do United klub miał zaledwie siedem mistrzostw Anglii i jeden Puchar Europy. Ci dwaj dorzucili 12 triumfów w Premiership i dwa w Champions League, z czym na Wyspach może się równać wyłącznie Liverpool (18 mistrzostw kraju, pięć tytułów najlepszej drużyny Europy). Szkot nazywa Giggsa największym piłkarskim diamentem, z jakim pracował. Czy możliwe jest, by w sobotę skazał go na ławkę rezerwowych? Ferguson traktowany jest jak cudotwórca nie tylko dlatego, że pobił rekord Matta Busby'ego 24 lat pracy na stanowisku trenera Manchesteru. W jego obecnej drużynie są nie tylko genialni gracze miary Giggsa, czy Wayne'a Rooney'a, ale wielu uważanych za przeciętnych (Carrick, Park, Anderson, czy O'Shea). Pod ręką Szkota wkraczają oni w inny wymiar. Barca ma Messiego i ośmiu mistrzów świata, tymczasem ani jeden z graczy United nie przebił się nawet do ćwierćfinału mundialu w RPA. Nie było ich także wśród 23 nominowanych do "Złotej Piłki", gdzie znalazło się sześciu barcelończyków. Guardiola odrzuca rolę faworyta A jednak tworzą drużynę niemal doskonałą i razem są w stanie oprzeć się geniuszom. Guardiola mówi o niej z lękiem, odrzuca rolę faworyta, nie tylko dlatego, żeby pozbyć się presji, ale całkiem na serio wydaje mu się ona niestosowna. Poczucie wyższości wobec takiej maszyny do wygrywania jak United, musi skończyć się nieszczęściem. Wielu fanów widzi finał na Wembley jak starcie katalońskich artystów porównywanych do brazylijskiego Santosu z lat 60., z rzemieślnikami o artystycznych zapędach i niezłomnym sercu, którzy do ostatniej minuty nie porzucą myśli o zwycięstwie. "To będzie diabelnie ciężka robota" - mówi o finale kapitan "Czerwonych Diabłów" Nemanja Vidic podkreślając, że tylko on i jego kumple są w stanie jej podołać. Dwa lata temu Manchesterowi się nie udało. Przegrał z Katalończykami finał w Rzymie 0-2 i wtedy to on został zepchnięty z europejskiego szczytu. Guardiola budował drużynę 12 miesięcy, tamto zwycięstwo po pasjonującej grze było ostatecznym testem jej jakości. Angielskie kluby dominowały w Lidze Mistrzów bezdyskusyjnie, ostatnio ich hegemonia osłabła. Na Wembley role mogą się więc odwrócić. Jeśli jednak znów wygra Barcelona, automatycznie stanie się kandydatem na drużynę wszech czasów, a szeregi jej wyznawców zewrą się i powiększą. Tę lawinę ma szansę powstrzymać Ferguson. Człowiek, który osiągnął już wszystko. Przed nim tylko rekord Boba Paisleya, jedynego trenera na Wyspach, który wygrał Puchar Europy trzy razy. Wierność tradycji kluczem do zwycięstwa Jak zagrają? Barcelona jest zakładnikiem swojego stylu, scenariusz zaplanowany na finał przez Guardiolę jest łatwy do przewidzenia. Drużyna zawsze robi na boisku to samo, drogę do zwycięstwa dostrzega wyłącznie w wierności tradycji. Młody trener nie ma zresztą żadnych powodów, by cokolwiek zmieniać. Trzy lata pracy z zespołem, to jeden z najlepszych okresów w historii klubu. Ferguson jest wolny, jeśli chodzi o taktykę na finał ma nieograniczone pole manewru. Nikt mu nie powie złego słowa, jeśli nie przyjmie totalnej konfrontacji. Ci, którym dotąd udawało się powstrzymać drużynę Guardioli, musieli mieć na to specjalny plan polegający na zagęszczeniu pola przed własnym polem karnym i szybkim wychodzeniu do kontry. Nie gwarantowało to, rzecz jasna, zwycięstwa, ale dawało chociaż nadzieję. Szkocki trener mówi, że wyciągnął wnioski z porażki dwa lata temu. Pomagał mu przy tym Mourinho. Manchester ma przewagę fizyczną i będzie się starał to wykorzystać, szczególnie przy rzutach wolnych i rożnych. Jeśli słuszna jest teoria, że podczas bitwy pokonany znacznie więcej dowiaduje się o zwycięzcy niż odwrotnie, Ferguson zapewne wymyśli coś, co sprawi, że finał na Wembley będzie absolutnie wyjątkowy.