Legia milczy, Feio nie chce skracania nazwiska Dziennikarz Dominik Wardzichowski ze Sport.pl podaje, że prokuratura postawiła Feio dwa zarzuty: 5 marca 2023 roku na terenie Areny Lublin uderzył Pawła Tomczyka plastikową kuwetą na dokumenty w okolice lewego oka, rzucając nią w kierunku twarzy pokrzywdzonego, czym spowodował obrażenia w postaci rozcięcia lewego łuku brwiowego, co skutkowało naruszeniem czynności narządu ciała lub rozstroju zdrowia na czas poniżej 7 dni, narażając jednocześnie pokrzywdzonego na bezpośrednie niebezpieczeństwo powstania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu pod postacią innego ciężkiego kalectwa - utraty widzenia lewą gałką oczną, przy czym działał publicznie i bez powodu, okazując rażące lekceważenie porządku prawnego, tj. czyn z art. 160 par. 1 kk w zbiegu z art. 157 par. 2 kk w zw. z art. 11 par. 2 kk w zw. z art. 57a par. 1 kk.W dniu 5 marca 2023 roku w Lublinie groził popełnieniem na szkodę Pawła Tomczyka przestępstwa uszkodzenia ciała, przy czym groźba ta wzbudziła w pokrzywdzonym uzasadnioną obawę, że zostanie spełniona, tj. czyn z art. 190 par. 1 kk. Zadzwoniliśmy w tej sprawie do Bartłomieja Zasławskiego, rzecznika Legii Warszawa. - To nic nowego. Opinia publiczna zna ten temat od ponad półtora roku. Klub w żaden sposób nie odnosi się do decyzji prokuratury. - Ale śledzicie decyzje Prokuratury Rejonowej Lublin-Południe? Jak do sprawy odnosi się Goncalo Feio? - Legia zna fakty, ale nie komentuje sprawy. Jednocześnie Goncalo Feio poprosił, żeby wobec nadanego mu statusu podejrzanego w sprawie działania na szkodę Pawła Tomczyka za czasów wspólnej pracy w Motorze Lublin wciąż używać jego pełnego imienia i nazwiska, a także nie zasłaniać mu twarzy i publikować cały wizerunek. Czarne chmury nad Feio Kartotekę jego większych lub mniejszych przewin opisywaliśmy już w artykule „Czarne chmury nad Feio. Nie ma ani klasy, ani wyników”. CV wyrobił sobie świetne, ale wszędzie, gdzie tylko się zatrzymał, po czasie dyskwalifikował go wybuchowy, furiacki charakter. W Wiśle Kraków wdał się w szamotaninę z ochroniarzami, którzy nie chcieli wpuścić go do loży VIP na spotkanie z kibicami i sponsorami klubu, bo zapomniał wziąć ze sobą identyfikatora. Gazeta Krakowska informowała, że Portugalczyk popchnął kobietę z ochrony, kogoś innego zaś opluł, uspokajać musiał go Manuel Junco. W Rakowie Częstochowa najpierw próbował bić się z Maciejem Palczewskim, trenerem bramkarzy Lecha Poznań, podczas finału Pucharu Polski, a następnie zwyzywał kierownika drużyny, którego sprowokował do bitki i od którego dostał wciry. Najgrubiej naturalnie było w Motorze Lublin, z którym łączył go toksyczny związek. Zbigniew Jakubas nie ukarał go za skandal z rzutem kuwetą na dokumenty w prezesa Pawła Tomczykiem i zwyzywaniem Pauliny Maciążek, więc Feio czuł się bezkarny. Za grzechy przepraszać nie chciał, raczej nie czuł się winny, przy każdej możliwej okazji szantażował właściciela klubu, a lokalne środowisko jednał sobie wynikami. Jednocześnie Komisja Dyscyplinarna PZPN ociągała się z wyrokiem. Ostatecznie w lutym 2024 roku zapadła decyzja, w której skład wchodziły roczna dyskwalifikacja w zawieszeniu na trzy lata i siedemdziesiąt tysięcy grzywny. Widmo wiszącej nad nim kary nie przeszkodziło mu jednak pochwalić się tym, że wpadł do szatni sędziego po meczu z Polonią Warszawa i rzucił, że arbitrzy skręcili jego zespół. Nie rozumiał tylko, czemu po czymś takim sędzia Gryckiewicz nie podał mu ręki. Wcześniej zwyzywał kierownika drużyny Dariusza Baryłę przed wyjazdem zespołu na zgrupowanie do Kielc, a gdy wstawił się za nim Przemysław Jasiński, asystent Portugalczyka, ten też na jakiś czas został odstawiony od zespołu. Feio ceni bezwarunkową lojalność. Słowo lojalność odmienia przez wszystkie przypadki. Zazwyczaj działa to jednak w jedną stronę. Zbigniew Jakubas dopiero w Przeglądzie Sportowym odsłaniał kulisy odejścia aktualnego trenera Legii z Motoru: - Po przegranym meczu 1:2 ze Stalą Rzeszów Goncalo Feio złożył rezygnację, przy okazji obrażając piłkarzy, w tym tych, których sam do klubu sprowadził. Napisał: „Panie prezesie, chciałem złożyć rezygnację, ponieważ zasługuję na lepszych piłkarzy niż to”. Słowo „to” jest tu bardzo znamienne. Odpowiedziałem: „Panie trenerze, przyjmuję rezygnację. I przypominam panu, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy zatrudnił pan dziesięciu piłkarzy, których tylko pan wybierał”. Niezdrowe relacje, jakie łączą Feio z jego byłymi pracodawcami i współpracownikami, najlepiej uwidoczniły się przez kilka ostatnich tygodni. Największym echem odbiła się publiczna wojna, którą Portugalczyk wypowiedział przedstawicielom Rakowa. Zarzucał im, że szpiegują jego treningi w Legia Training Center. Odburknął na konferencji prasowej, że może i wiele zawdzięcza Markowi Papszunowi, ale ten sam Papszun też wiele zawdzięcza jemu. Na wspomnienie o Piotrze Obidzińskim, prezesie klubu z Częstochowy, powtarzał dwukrotnie: „Kto?”. Było to dość bezczelne. I pozbawione klasy. Jeszcze dziwaczniej było podczas wcześniejszego meczu z Motorem, wygranego przez Legię 5:2. Świadkowie twierdzą, że Feio przy linii bocznej zachowywał się, jakby stracił rozum, raz po raz prowokując sztab trenera Mateusza Stolarskiego, swojego byłego zaufanego współpracownika: były środkowe palce, przekleństwa, ostentacyjne gesty. W pewnym momencie, o czym informuje dziennikarz Norbert Skórzewski, szkoleniowiec Motoru nie wytrzymał. - Jak się nie uspokoisz, to moja konferencja potrwa dwie minuty dłużej i po tym czasie będziesz mógł się pakować do wyjazdu z Polski - miał powiedzieć. W kilku źródłach słyszeliśmy, że takie lub bardzo podobne słowa faktycznie padły. Wina Legii Gdy Goncalo Feio zatrudniany był w Legii, dyrektor Zieliński i wiceprezes Marcin Herra pytani byli, czy rozumieją, z jak wielkim wiąże się to ryzykiem. I to wcale nie pod względem sportowym, bo w tej materii Portugalczyk, nawet mimo ostatnich wpadek, jest kompetentny, potrafi jednoczyć drużynę, rozwijać piłkarzy, wykorzystywać drzemiący w nich potencjał. Sęk w tym, że 34-letni trener jest przy tym tykającą bombą, a posada szkoleniowca Legii jest najbardziej eksponowaną w tym kraju obok tej selekcjonera reprezentacji Polski. Każdy fałszywy ruch jest komentowany. Każdy odlot kończy się grubą aferą. Feio relatywnie długo uciekał spod topora, choć przecież po wygranym dwumeczu z Brondby w eliminacjach Ligi Konferencji pokazywał w stronę przyjaźnie nastawionych kibiców z Danii środkowe palce, za co ukarała go UEFA... Było, minęło. Pogorszyły się wyniki, Legia od dawna nie wygrała w Ekstraklasie i ma już dziewięć punktów straty do liderującego w lidze Lecha Poznań. W otoczeniu Łazienkowskiej coraz częściej słyszy się, że w przypadku Feio mamy już do czynienia z tzw. Dead Man Walking. Nieprzypadkowo w mediach przychylnym władzom stołecznego klubu pojawia się coraz więcej głosów czy publikacji, że Dariuszowi Mioduskiemu i spółce konfliktowy charakter Feio po prostu przestał odpowiadać. Problem w tym, że samo zwolnienie Feio nie rozwiąże problemu. Winnych sytuacji, w której znalazła się Legia jest znacznie więcej. To przecież właśnie Mioduski, Zieliński i Herra (przede wszystkim właściciel i dyrektor sportowy) podjęli decyzję o zwolnieniu Kosty Runjaicia i zatrudnieniu w jego miejsce Portugalczyka, który jest, jaki jest. Rzecznik Legii sam w rozmowie z nami przyznaje, że o problemach prawnych Feio w klubie wiedzieli od dawna. Należy przypomnieć, że nad 34-letnim trenerem wiszą jeszcze dwie inne sprawy sądowe: karna założona przez samego Pawła Tomczyka i cywilna, w której Motor Lublin i de facto sam Feio spierają się z aktualnym dyrektorem sportowym Korony Kielce o odszkodowanie. Absurd. Legia sama nawarzyła sobie piwa. Żadnych usprawiedliwień, już nie można zrzucać wszystkiego na karb jednej osoby, nawet jeśli jest nią ktoś tak kontrowersyjny jak Goncalo Feio.