Po marcowym starcie eliminacji w Mołdawii odczucia były różne. W pierwszym meczu piłkarze trenera Sergiu Clescenco szczęśliwie zremisowali u siebie z Wyspami Owczymi 1:1 dzięki bramce w 87 minucie. Zaledwie trzy dni później Mołdawianie zatrzymali Czechów - bezbramkowo z nimi zremisowali. Albańczycy na razie zagrali tylko raz i nie mogli być zadowoleni.W Warszawie przegrali bowiem z biało-czerwonymi 0:1. Oczy polskiego sztabu i kibiców były przede wszystkim skierowane na Mołdawię, bo już we wtorek reprezentację prowadzoną przez trenera Fernando Santosa czeka spotkanie w Kiszyniowie. Faworytem byli gospodarze - w pierwsze jedenastce grało kilku piłkarzy na co dzień występujących w klubach Serie A (Hysaj, Djimsiti, Ismajili czy Berisha), La Liga (Uzuni, Bare) czy Szkocji (Ramadani). Najlepszy zespół, w którym występuje gracz z kadry Mołdawii to Olympiakos Pireus (Reabciuk). Przewaga Albanii, ale do przerwy bez bramek I rzeczywiście od początku lepiej grali gospodarze, ale dobrą sytuację stworzyli też rywale - strzał Iona Nicolaescu głową z kilku metrów był jednak niecelny. Szybko jednak dwa bardzo groźne uderzenia oddali Albańczycy - najpierw w środek bramki Ylber Ramadani, a po próbie Sokola Cikalleshiego Mołdawię uratowała poprzeczka. Minęło jednak pół godziny i wciąż było 0:0. Piłkarzom obu drużyn na pewno nie pomagał zły stan murawy. Piłka na niej podskakiwała i sprawiała kłopoty. Enkeleid Dobi, albański trener, który pracował w polskich klubach przyznał, że od dłuższego czasu z nawierzchnią na stadionie narodowym w Tiranie są kłopoty i nie pomogła nawet trzykrotna jej wymiana. Po przerwie Albania szybko dopięła swego. Elseid Hysaj wywalczył piłkę pod bramką rywali, oddał Jasirowi Asaniemu, który pięknym strzałem z okolic narożnika pola karnego nie dał szans Dorianowi Raileanowi. 1:0. Goście nie mieli wyjścia i musieli spróbować odrobić straty. Indywidualne akcje nie przynosiły jednak efektów. Za to trochę się odkryli i Albania powinno to wykorzystać. Jednak Myrto Uzuni, król strzelców drugiej ligi hiszpańskiej, w dość trudnej sytuacji nie trafił w pustą bramkę. Kwadrans przed końcem Albańczycy właściwie rozstrzygnęli losy spotkania. Obrońcy Mołdawii patrzyli jak Nedim Bajrami swobodnie podbiegł do linii pola karnego i uderzył między nogami jednego z nich, a bramkarz nie sięgnął piłki. Dopiero w tedy pierwszy celny strzał oddali Mołdawianie - Berisha nie dał się zaskoczyć Sergiu Platice. Pokazali, że potrafią nieźle bronić, ale dużo gorzej idzie im ofensywa.