Wybory mają charakter dualny. Turcy wybiorą bowiem zarówno prezydenta, jak i swoich przedstawicieli w parlamencie. Opozycja i rządzący krajem od dwóch dekad Erdogan grają w nich o wszystko - możliwość przemodelowania Turcji wedle swojej wizji oraz polityczne przetrwanie. Jeśli wygra urzędujący prezydent, istnieje poważne zagrożenie dalszym "domykaniem systemu" w stronę pełnego autorytaryzmu. Równie prawdopodobna jest postępująca prywatyzacja Turcji przez, noszącego wymowny pseudonim "Sułtan", Erdogana i jego ludzi. Wygrana opozycji to z kolei zwrot w stronę Zachodu i wartości liberalnej demokracji. Wybory w Turcji: Erdogan pielęgnuje piłkarski mit Erdogan ma po swojej stronie publiczne media, a także futbol. Przez lata skrzętnie budował siłę swojej propagandy właśnie w oparciu o najpopularniejszy sport świata. Jak to zwykle w polityce bywa - potrzebny jest mit założycielski. Prezydent Turcji takowy znalazł i z uporem maniaka opowiadał wszystkim o swoim niebywałym wręcz talencie piłkarskim. Ponad pół wieku temu, kiedy Erdogan był młodym człowiekiem, miał grać w półamatorskim Camialtisporze i dorobić się tam przezwiska "Franz Beckenbauer". Przyszły polityk prezentował się - według swojej narracji - tak dobrze, że ofertę złożyło mu słynne Fenerbahce. Do wielkiego klubu nie trafił tylko za sprawą ojca, który wolał, aby syn zajął się nauką i biznesami. Jak było w istocie? To dziś, rzecz jasna, nie do sprawdzenia. Nieprzychylni Erdoganowi ludzie mówią natomiast, że w tej historii zgadza się tylko jedno. Przyszły prezydent faktycznie był związany z Camialtisporem, ale w roli... magazyniera. Sportowo, jak twierdzą, był natomiast beztalenciem. Tak czy inaczej - polityk doczekał się swojej chwili chwały na stadionie z prawdziwego zdarzenia. W 2014 roku otwierał nowiutki obiekt Basaksehiru i zagrał w inaugurującym jego działalność meczu. Ci, którzy na własne oczy widzieli popisy Erdogana, twierdzą, że jego piłkarskie umiejętności stały na bardzo niskim poziomie. Nie widać było jakichkolwiek symptomów mogących świadczyć o tym, że przed laty przejawiał talent. Mecze pokazowe rządzą się jednak swoimi prawami - kiedy prezydentowi nie szło, na boisku zaczęło robić się więcej miejsca, a przeciwnicy bronili nieco gorzej niż dotychczas. Erdogan zakończył spotkanie z trzema golami w dorobku, a numer 12, z którym wystąpił, został zastrzeżony przez klub. Turcja: Erdogan finansuje stambulski klub To, że polityk otwierał stadion akurat Basaksehiru, nie było dziełem przypadku. Kilka miesięcy wcześniej klub przeszedł bowiem z rąk miejskich do państwowych. Od tego czasu Erdogan nieformalnie - ale bardzo wydajnie - wspiera drużynę, która w 2020 roku została mistrzem Turcji. Erdogan od dawna skonfliktowany jest z kibicami innych stambulskich drużyn (Besiktasu, Galatasaray i Fenerbahce) i potrzebował swoistej przeciwwagi. Do ocieplenia swojego wizerunku turecki przywódca wykorzystuje również osobiste relacje z największymi gwiazdorami tamtejszego futbolu. Wspólne zdjęcia z Mesutem Ozilem (formalnie Niemcem, ale mocno utożsamiającym się z tureckimi korzeniami), który wprost udziela mu poparcia, wielokrotnie obiegały świat. Erdogan był zresztą nawet świadkiem na ślubie byłego zawodnika Realu Madryt, podobnie jak i u Ardy Turana, niegdyś gracza FC Barcelona. Prezydent od dawna stara się też o organizację w kraju mistrzostw Europy. Swoją kandydaturę zgłaszał już przy okazji Euro 2008. Teraz celem jest impreza w 2028 roku. Jakub Żelepień, Interia