Szef federacji Razvan Burleanu po powrocie z Podgoricy nie krył rozczarowania. "Właśnie 'rozczarowanie' to najlepsze słowo, które określa nasze nastroje i opisuje sytuację, w której się znaleźliśmy. Inne słowa są zbędne" - powiedział Burleanu, cytowany przez agencję prasową Mediafax. Nie chciał spekulować, czy już w środę zapadnie decyzje ws. przyszłości prowadzącego od roku rumuńską kadrę Niemca. Zaznaczył jednak: "Gdybyśmy nie mieli wysokich aspiracji, to nie zatrudnialibyśmy Christopha Dauma". Trener - mimo słabych wyników - nie ma sobie nic do zarzucenia. "Decyzje moje i mojego sztabu były prawidłowe. Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby przyniosły oczekiwany przez wszystkich efekt w krótkim czasie, ale to się niestety nie udało" - zaznaczył po poniedziałkowej porażce. Rumunia z dorobkiem dziewięciu punktów zajmuje po ośmiu seriach gier czwarte miejsce w tabeli "polskiej" grupy kwalifikacji MŚ. Od prowadzących biało-czerwonych ma 10 pkt mniej, a po siedem traci do Czarnogóry i Danii, co oznacza, że straciła szanse, by za rok wystąpić na mundialu w Rosji. Władze rumuńskiego związku już po czerwcowej porażce w Warszawie z Polską (1-3) debatowały nt. zwolnienia 63-letniego szkoleniowca, ale wówczas nie zdecydowano się na taki krok. Niemiec wcześniej z sukcesami prowadził m.in. FC Koeln, VfB Stuttgart, Bayer Leverkusen, pracował też w Turcji, Austrii i Belgii. Po Euro 2000 był blisko objęcia funkcji selekcjonera rodzimej reprezentacji, ale federacja wycofała się z już podjętej decyzji, gdy okazało się, że zażywał kokainę.