Przypomnijmy, że zgodnie z umową za transfer zapłacić miała firma Mandziary. Wisła zobowiązała się, że jeśli dług nie zostanie uregulowany, to ona przejmie zaległości. Chodzi o kwotę 100 tysięcy euro. - Co ten Dziurowicz bredzi? Że klub padnie przeze mnie? Siedem dni temu wysłaliśmy przelew na 79 tysięcy euro. Dziurowicz od pięciu lat ma wobec mnie olbrzymie długi, a teraz nie mógł poczekać kilka dni. Zachowuje się jak b.. - powiedział "Faktowi" Mandziara. - Pięć lat temu moja firma pożyczyła Dziurowiczowi 500 tysięcy dolarów. Następnie zobowiązania zostały obniżone do 300 tysięcy w zamian za prawa marketingowe, miejsce na banerach itp. Tę kwotę mieliśmy otrzymać jako procent od transferów Katowic. Tymczasem Gajtowski trafił do Lecha, a my nie otrzymaliśmy ani grosza. Dziurowicz oszukał nas tyle razy, że przestałem wierzyć w uregulowanie długu. Dlatego za te 300 tysięcy dolarów wziąłem Kowalczyka i dopłaciłem 79 tysięcy euro. A Wisła dołożyła Brożka. Niech więc Dziurowicz nie płacze, bo dostał już 400 tysięcy dolarów, dzięki czemu w ogóle dostał licencję. - Gdzie mój zysk? Dostanę procent od ewentualnego przyszłego transferu Jacka Kowalczyka do innego klubu - dodał Mandziera, który ujawnił również, że za ujawnienie szczegółów umów transferowych będzie domagał się od Dziurowicza 320 tysięcy euro odszkodowania. Taka kara umowna była bowiem wpisana w umowach na wypadek ujawnienia ich do prasy.