Kolejny etap zmian w warszawskiej Legii. Po niedawnym zatrudnieniu Michała Żewłakowa w roli dyrektora sportowego, do pionu sportowego dołącza Fredi Bobić. Były reprezentant Niemiec ma być dyrektorem operacyjnym do spraw futbolu. W komunikacie klubu na temat zakresu kompetencji nowego dyrektora czytamy, że "koncentrować się one będą na długoterminowej strategii w obszarze sportu, rozwoju procesów skautingu w całej organizacji oraz wykorzystaniu doświadczenia i kontaktów międzynarodowych w zakresie transferów". Klub zapewnia, że zakres jego obowiązków/kompetencji nie będzie się pokrywał z tym, czym się zajmuje Michał Żewłakow. Były reprezentant Polski ma być odpowiedzialny "za wszelkie bieżące decyzje dotyczące pierwszej drużyny, budowie jej wartości, transfery w poszczególnych okienkach czy decyzje dotyczące sztabów trenerskich". Nie wiem czy Michał Żewłakow, kiedy przyjmował propozycję powrotu do warszawskiego klubu wiedział, że za chwilę dojdzie mu "partner" do współpracy, ale mam wrażenie, że nie i obawiam się, że wkrótce pojawi się spór kompetencyjny. Tak naprawdę Bobić jest zatrudniany głównie po to, by zająć się transferami. Pełnić rolę agenta piłkarskiego. W tej układance wciąż obecny jest Jacek Zieliński, który z roli dyrektora sportowego "awansował" na stanowisko doradcy prezesa. Robi się coś na kształt komitetu transferowego, ale nie wiem czy przy tylu ośrodkach decyzyjnych będzie łatwo o wypracowanie kompromisu. I kto finalnie będzie odpowiadał, jeśli jakaś decyzja okaże się nietrafiona? Bo jak to bywa, sukces ma wielu ojców, do porażki zazwyczaj nikt nie chce się przyznać. Poznaliśmy szeroki skład pionu sportowego (nie wiem czy to koniec zmian), ale wciąż nie zapadła najważniejsza w tej chwili decyzja, czyli: kto poprowadzi drużynę w roli trenera w przyszłym sezonie. Rozmowy w sprawie przedłużenia kontraktu z Goncaio Feio nie zostały podjęte. Można to odczytywać jako wotum nieufności względem Portugalczyka. Teoretycznie w perspektywie jest finał Pucharu Polski, ale nie sądzę by to cokolwiek zmieniło. Papierkiem lakmusowym pracy szkoleniowca jest pozycja w lidze. Legia zajmuje w tej chwili 5. miejsce i raczej musi się oglądać za plecy niż patrzeć z nadzieją w przód. Brak mistrzostwa, to już w tym klubie jest porażka, nie wspominając o miejscu poza pierwszą trójką. Coś niebywałego zdarzyło się przy śmierci papieża. Zaczęło się 67 lat temu, teraz się powtarza Dwie twarze Legii Warszawa w dwumeczu z Chelsea. „Emocjonalny roallercoaster” W ostatnich dwóch tygodniach fani warszawskiej drużyny przeżyli emocjonalny rollercoaster: najpierw beznadziejny występ przeciwko Chelsea w Warszawie, potem porażka z Jagiellonią, następnie wygrana w Londynie, a teraz szczęśliwe zwycięstwo z Lechią Gdańsk. Oczywiście w tej chwili w pamięci kibiców jest końcówka poniedziałkowego spotkania (zwycięski gol w doliczonym czasie) oraz triumf nad londyńczykami. Natomiast widać wyraźnie chwiejność tej drużyny, co świadczy o złym przygotowaniu, zwłaszcza mentalnym. Tymczasem trener przy każdej okazji próbuje udowadniać, że wszystko jest w najlepszym porządku. Spójrzmy jednak na dwumecz z Chelsea - w Warszawie zespół wyszedł na boisku po to, żeby przeszkadzać rywalom. Po kwadransie było jasne, że Legia nie ma szans na strzelenie gola. W Londynie mieliśmy drugi biegun, zawodnicy próbowali strzelać nawet z połowy boiska. Sporo było rozmów i spekulacji na temat różnic w wartości zawodników Chelsea i Legii. Ta różnica była widoczna w Warszawie, na Stamford Bridge już nie. Nie można jednak twierdzić, że wszystko jest OK. Legia nie może być drużyną, która rozgrywa 3 czy 4 bardzo dobre mecze w sezonie. Od takiej drużyny, od takiego klubu trzeba wymagać, żeby wysoki poziom był normą i ewentualnie tolerować maksymalnie 3-4 słabe mecze w sezonie. A jak na razie ten wysoki poziom jest rzadkością. Gdyby Carlo Ancelotti próbował tłumaczyć, że z meczów z Arsenalem trzeba wyciągnąć odpowiednie wnioski, bo było trochę dobrych momentów, to następnego dnia nie byłby już trenerem Królewskich. Nagłe spotkanie w Barcelonie, Arabowie ruszyli po gwiazdy. Flick w poważnych tarapatach Są w Europie kluby, które mają duże pieniądze i próbują osiągnąć sukces kupując najlepszych piłkarzy. Inne z kolei próbują tych piłkarzy produkować, robić z nich silny zespół, a następnie sprzedawać te wyprodukowane gwiazdy. Legia niestety nie należy ani do jednej, ani do drugiej kategorii. Nie stać ją na spektakularne transfery, nie ma też zawodników, których wypromowała w Europie i teraz może na nich solidnie zarobić. To jest największy zarzut do Goncalo Feio - z przeciętnych zawodników zrobił po prostu przeciętną drużynę. A chyba nie o to chodziło szefom klubu?