Walka, zaangażowanie, ambicja - takiej Legii kibice nie widzieli od poprzedniego meczu Ligi Europy na Łazienkowskiej z Leicester City. Tak jak można było przypuszczać zagraniczni piłkarze mistrza Polski walczyli w spotkaniu z Napoli, podczas gdy nawet w połowie nie umieją tak angażować się w walkę w naszej Ekstraklasie. Szkoda, że taki zespół widzieliśmy tylko w pierwszej połowie. Po przerwie wszystko się posypało. Legia zaczęła kapitalnie... Zaczęło się fantastycznie. Filip Mladenović dzień przed spotkaniem zapewniał, że jest w dobrej formie fizycznej i już w 10. minucie pokazał, że jest tak naprawdę. Serb uciekł obrońcom Napoli dośrodkował w pole karne, gdzie na piłkę czekał Mahir Emreli, który strzelił 11 gola w tym sezonie, z czego siódmego w europejskich pucharach. Gol dodał Legii skrzydeł. W pierwszej połowie grała bardzo dobrze, cały czas kontrolując sytuację na boisku. Statystyki pokazujące, że Napoli oddało w I połowie aż 12 strzałów mogą być mylące, bo większość z nich była mocno niecelna. Najbliżej strzelenia gola dla gości był Piotr Zieliński, który trafił w poprzeczkę. Niestety po przerwie gra Legii się posypała, a za głównego winowajcę takiego stanu rzeczy należy uznać portugalskiego pomocnika Josue, przez którego bezmyślne faule goście mieli dwa rzuty karne. Legia rozpoczęła drugą połowę od dosłownie mocnego uderzenia. W 46. min Yuri Ribeiro huknął z zza pola karnego i trafił w słupek. Piłkę do pustej bramki próbował dobijać Emreli, ale nie trafił. Reprezentant Azerbejdżanu w pudłach do pustej bramki nie ma w tym sezonie równego sobie piłkarza, chyba w całej Europie. Podobne sytuacje marnował m.in w meczach z Lechem Poznań i Piastem Gliwice, przez co przez cały październik nie był w stanie strzelić gola dla Legii. Piotr Zieliński przed meczem mówił, że bardzo zależy mu na grze przy Łazienkowskiej, chciał się pokazać polskim kibicom, bo wcześniej nie miał takiej możliwości w meczu klubowym ponieważ bardzo wcześnie wyjechał z Polski. Na czerwonej koszulce miał numer 20, co przypominało jego wielkiego poprzednika z Serie A z czasów mundialu z Meksyku - Zbigniewa Bońka. "Zibi" też grał tam z "20", a w czerwonej koszulce oddał swój słynny strzał "nożycami" w słupek, w spotkaniu 1/8 finału z Brazylią. - Życzę Legii samych wygranych w tym sezonie, ale dopiero po meczu z Napoli - mówił przed meczem. Zieliński napoczął Legię. I to w sposób niespodziewany Zieliński do tego stopnia był zdeterminowany, żeby pokazać się przed polskimi fanami, że podszedł do rzutu karnego, choć nigdy wcześniej w seniorskiej karierze tego nie robił! W 51. min pomocnik reprezentacji Polski został sfaulowany przez Josue. Sędzia gwizdnął "jedenastkę", a Zieliński zabrał piłkę pod pachę i nie chciał oddać jej żadnemu z kolegów. Z karnego kopnął mocno w prawy róg bramki Cezarego Miszty i doprowadził do remisu 1:1. Legia zapisała się więc w historii jego kariery jako pierwszy klub, któremu strzelił gola z jedenastu metrów! Remis utrzymywał się do 75. min. Chwilę wcześniej z boiska zszedł z Zieliński a jego miejsce zajął Dries Mertens. W 75. min Josue znowu zagubił się we własnym polu karnym. Próbował wybić piłkę "nożycami", ale zamiast w nią trafił rywala i sędzia podyktował drugą "jedenastkę dla gości". Tym razem wykorzystał ją Mertens. Belg zagrał po raz szósty przeciwko Legii i strzelił jej szóstego gola! Katastrofalny zwrot akcji Nie wszystko było jednak stracone. Legia próbowała atakować i doprowadzić do remisu, ale niestety w 79. min zupełnie niewidoczny przez większą część meczu Hirving Lozano wykorzystał świetne podanie najlepszego na boisku Andrei Petagna i było 3:1. W 90. min na 4:1 podwyższył Adam Ounas, który wszedł za Lozano i czwarta przykra porażka Legii z Napoli stała się faktem. Kibiców ciekawi teraz jedno - jaką Legię zobaczą w niedzielę w spotkaniu ze Stalą Mielec?