- Jeszcze z Feyenoordem grałem w Stambule finał Antalya Cup przeciwko Galatasaray. Ulegliśmy rywalowi 1:2, wracamy do szatni, a tam... pusto. Złodzieje nas uprzedzili. Ja straciłem paszport, telefon i pieniądze. Ale myślę, że podczas finału Champions League ochroniarze będą czujniejsi - stwierdził reprezentant Polski. Awans podopiecznym Rafaela Beniteza przyszedł nadspodziewanie łatwo. "The Reds" dwukrotnie pokonali Bayer Leverkusen Jacka Krzynówka w stosunku 3:1. - Wyniki i liczba sytuacji pod bramką rywala mogłyby wskazywać na to, że poszło nam bardzo łatwo. Tak naprawdę musieliśmy ciężko zapracować na ten wynik. Aż siedmiu z nas przegrało w Leverkusen trzy lata temu i byliśmy wtedy załamani. Marzyliśmy więc o rewanżu i... udało się - podkreślił. Na Anfield Road Dudkowi nie udało się zachować czystego konta. Na BayArena Dudek również został pokonany, a zrobił to kolega z reprezentacji Jacek Krzynówek. - Cóż, zwiódł obrońcę i uderzył prawą nogą. Przyznam, że nie spodziewałem się, że akurat tą nogą może kropnąć tak mocno. Miał trochę farta, bo piłka zanim wpadła do siatki jeszcze się od kogoś odbiła. Na szczęście gol ten na niczym nie zaważył - dodał Dudek. Jakiego przeciwnika polski bramkarz chciałby wylosować? - Nie miałbym nic przeciwko powrotowi do Holandii, a więc grze z PSV Eindhoven, Znam stadion, wygrywałem na nim, a przy okazji przypomniałbym się miejscowym kibicom. Zdążyłem zauważyć, że Liverpoolowi nie leżą zespoły z Hiszpanii, ale zdaje się, że ktoś zrobił nam przysługę i Barcelony oraz Realu Madryt w rozgrywkach już nie ma. Niestety, nie oznacza to, że w ogóle mocnych już nie ma. Na przykład na Bayern lub Juventus wolałbym jeszcze poczekać - mówił Dudek.