Przez pierwsze kilkanaście minut madryckich derbów na Santiago Bernabeu dominowało Atletico, prezentujące atrakcyjny futbol, którego zwieńczeniem była bramka Adriana Lopeza, zdobyta po składnej wymianie piłek. Pomysł "Rojiblancos" na powstrzymanie rywali opierał się jednak na założeniu, indukcyjnie nie bezpodstawnym, że sędzia Mateo Lahoz będzie oszczędnie szafował kartkami i czasami odpuści z użyciem gwizdka. Lahoz musiał jednak uznać, że bez jego interwencji w "El Derbi madrileno" poleje się krew i hamował mordercze instynkty piłkarzy. Kolejne kartki ograniczały możliwości czerwono-białych, szczególnie wtedy, gdy po fatalnym zachowaniu bramkarza Thibauta Courtiosy Atletico musiało w dziesiątkę bronić remisu. Z upływem czasu "Rojiblancos" popełniali kolejne błędy, a Cristiano Ronaldo, Gonzalo Higuain czy Angel di Maria nie mieli problemów z ich wykorzystaniem. Pomyłki zawodników Atletico ułatwiły Realowi zadanie, ale nie były to błędy niewymuszone. "Królewscy" pokazali, że w konfrontacji z nimi agresywna gra nie gwarantuje rywalom dobrego wyniku, podobnie jak murowanie pola karnego i czyhanie na kontrataki. Real nie może jednak wpadać w całkowitą euforię - swoją grę dokładnie powinni przeanalizować szczególnie obrońcy, którym osamotniony w ataku Adrian sprawiał wiele problemów. Choć może defensorzy Realu nie mają się czego wstydzić. Adrian, pozyskany z wolnego transferu, a równie skuteczny co ściągnięty za 40 mln euro Radamel Falcao, to w ostatnich tygodniach jeden z najczęściej komplementowanych zawodników w hiszpańskich mediach. Bardzo ciepło wypowiadał się o nim nawet selekcjoner Vicente del Bosque, co szczególnie powinno zaniepokoić Fernando Torresa i Davida Villę. Pierwsza porażka Barcelony Barcelona również jako pierwsza straciła bramkę, ale w przeciwieństwie do Realu nie zdołała odrobić strat. Solidna defensywa Getafe, ubezpieczona dokonującym cudów na bramce Miguelem Moyą, który okupił kontuzją ostatnią, kluczową interwencję, przetrwała ospałe zrywy Katalończyków. "Azulones" wygraliby mecz wyższym wynikiem, gdyby Pablo Sarabia i Miku nie chcieli każdej sytuacji rozstrzygać indywidualnie i nauczyli się podawać do lepiej ustawionych partnerów. Bohaterem meczu został Juan Valera, który może i przegrywał pojedynki ze skrzydłowymi Barcelony i dośrodkowywał na ostatnie rzędy trybun Coliseum Alfonso Perez, ale to jego głowa przecięła trajektorię lotu piłki w kluczowym momencie, powodując, że "Duma Katalonii" pierwszy raz w sezonie musiała uznać wyższość rywali. Strata Barcelony do Realu urosła do sześciu punktów. Do końca sezonu pozostało mnóstwo kolejek i taki wynik jest do odrobienia, ale najgorszy dla Katalończyków wydaje się termin ostatniej wpadki, zanotowanej dwa tygodnie przed bezpośrednim pojedynkiem z odwiecznym rywalem. Do Gran Derbi Real będzie mógł podejść na luzie, presja będzie przygniatać Barcelonę. Jeśli waga spotkania skrępuje ruchy podopiecznych Pepa Guardioli, odrobienie dziewięciu punktów w dalszej części rozgrywek może już być niewykonalne. Podobnie rozczarowanie jak Barcelona przeżyło Bilbao. Inigo Lopez wyskoczył do dośrodkowania z rzutu rożnego i fantastycznym strzałem głową dał prowadzenie Granadzie, którego Baskowie nie byli w stanie odrobić, mimo prób podejmowanych do ostatniego gwizdka arbitra. Sevilla i Valencia skromnie, Levante wraca do gry Valencia i Sevilla nie rozstrzygnęły losów swoich meczów gdy mogły to zrobić, dlatego do ostatnich minut musiały bać się o wynik. "Nietoperzom" wygraną zapewniły trafienia Jonasa i Tino Costy, bezsprzecznie najlepszych zawodników na boisku, ale Rayo Vallecano zdobyło kontaktowego gola i do końca walczyło o remis. Nieudana pułapka ofsajdowa w ostatniej akcji powinna kosztować Valencię stratę punktów, jednak Tito najwidoczniej sam zgłupiał, gdy z całą zgrają kolegów z zespołu znalazł się przed samym bramkarzem rywali, i z bliskiej odległości posłał piłkę w trybuny. Sevillę do wygranej poprowadził Alvaro Negredo, który pewnie wykorzystał wywalczony przez siebie rzut karny. Saragossie nie specjalnie spodobała się wizja porażki, ale żeby móc myśleć o pokonaniu Javiego Varasa, trzeba strzelać celniej niż Helder Postiga czy Luis Garcia. Z walki o jak najwyższą lokatę nie zamierza rezygnować Levante. Rewelacja rozgrywek rozstrzelała Sporting Gijon 4-0, po golach Barkero, Juanlu i Arouny Kone, któremu prawdopodobnie wyszedł najlepszy mecz w karierze. "Granotas" ciągle nie oddają czwartego miejsca, tracąc zaledwie punkt do Valencii i dwa do Barcelony. Interesujący pojedynek władze ligi pozostawiły na poniedziałkowy wieczór - na La Rosaleda Malaga podejmowała Villarreal, były klub trenera Manuela Pellegriniego i najdroższego nabytku biało-niebieskich - Santiago Cazorli. Mecz był prawdziwym popisem gry Isco, nieocenionego zarówno w ofensywie jak i ofiarnie walczącego w odbiorze. Wychowanek Valencii zyskuje w Maladze coraz mocniejszą pozycję i skrupulatnie wykorzystuje otrzymane szanse. Drużyna 14 kolejki Primera Division według INTERIA.PL: Jedenastka kolejki: Miguel Moya (Getafe) - Juan Valera (Getafe), Inigo Lopez (Granada), Inigo Martinez (Sociedad), Asier del Horno (Levante) - Carlos Vela (Sociedad), Tino Costa, Isco, di Maria - Adrian, Aruna Kone Ławka rezerwowych: Roberto (Granada), Javad Nekounam (Osasuna), Vladimir Weiss (Espanyol), Jonathan Pereira (Betis), Cristiano Ronaldo (Real Madryt), Gonzalo Higuain (Real Madryt), Javier Agiretxe (Sociedad) Oscar za najlepszy scenariusz - Betis i Sociedad. Mecze rozgrywane o godzinie 12:00 w niedzielę rzadko kiedy dostarczają wielkich emocji. Od tego trendu zdecydowanie odcięli się zawodnicy Betisu i Sociedad. Pierwsza połowa nie przyniosła goli, w drugiej goście wyszli na dwubramkowe prowadzenie, roztrwonili je dzięki dwóm trafieniom Jonathana Pereiry, a w 90 minucie Inigo Martinez zapewnił Sociedad trzy punkty lobem zza połowy boiska. Już drugi raz w tym sezonie. Zobacz skrót meczu Betis - Sociedad (2-3):