- Dla mnie najważniejsza jest gra zespołu i wynik jaki uzyskał. On nie jest dla nas najlepszy, a w takim wypadku pochwały w stosunku do mojej osoby nic nie zmieniają, po tym meczu nie mogę być zadowolony - powiedział "Drumi". - Można się było spodziewać innego rezultatu w sobotnim pojedynku. Przecież na Kałuży pokonaliście Groclin, który jest lepszym zespołem niż Amica, a tu trzy punkty odjechały do Wronek. - Nasi rywale przegrali swój poprzedni mecz w lidze, na własnym boisku, i zdawali sobie również sprawę, że w Krakowie będzie ciężko. Dlatego wyszli na murawę ustawieni tylko z jednym napastnikiem Pawłem Kryszałowiczem, nastawieni na grę z kontry. My z kolei musieliśmy stosować atak pozycyjny, ale sobotnia taktyka lepiej się sprawdziła w przypadku wronczan. - Jaki wpływ na grę miały warunki atmosferyczne (po opadach śniegu boisko było grząskie)? - Stan murawy wymuszał na nas każdorazowo przyjęcie piłki zanim zagraliśmy ją do partnera, a wiadomo, że przy dobrym przesuwaniu się zawodników Amiki w obronie, powinniśmy szukać gry z pierwszej piłki. Na tym podłożu było to niemożliwe. Nie chcę się jednak w ten sposób usprawiedliwiać. Boisko było przecież jednakowe dla obu drużyn. Mecz mógł się potoczyć inaczej, gdyby Piotrek Bania wykorzystał sytuację w 64. minucie (strzał z kilkunastu metrów, po ładnej zespołowej akcji, za słaby, aby zaskoczyć Macieja Mielczarza - przyp. red.) i wtedy pewnie wygralibyśmy to spotkanie. - Ciężko będzie się pogodzić ze świadomością ostatniego przegranego meczu w rundzie? - Na pewno, gdzieś to zostanie w psychice. Teraz jest przecież długa, zimowa, przerwa. Myślę jednak, że trener zadba o to, żebyśmy rundę wiosenną zaczęli mocno skoncentrowani. Wiemy przecież, co mamy do zyskania i po tej sobotniej porażce nie załamujemy rąk. Jesteśmy przygotowani na to, aby walczyć i doścignąć Amikę, mimo tego, że ma obecnie sześć punktów przewagi. Rozmawiał Paweł Pieprzyca