Do tragikomicznego incydentu doszło w meczu Per Lse - Tenyo SE. Afera nie rozpętała się jednak od razu. Ojciec sędziego asystenta, przeglądając tego samego dnia Twittera, zauważył na opublikowanym zdjęciu, że w jego syna mierzy z pistoletu jeden z zawodników. Agresorem okazał się rezerwowy z drużyny gości, który z niewiadomych przyczyn pojawił się przy linii bocznej - jak się wydawało - z bronią. Hiszpańskie media grzmią: "Skandaliczna kara dla Lewandowskiego" O sprawie poinformowany został Węgierski Związek Piłki Nożnej. Oficjalne zawiadomienie trafiło również na policję. Ta szybko ustaliła, że pistolet trzymał w dłoni Krisztian Toth. Krisztian Toth: To był żart, nie chciałem nikogo skrzywdzić Finał sprawy okazał się dla zawodnika fatalny. Federacja orzekła karę dożywotniej dyskwalifikacji. Piłkarzowi wytoczono jednocześnie sprawę karną pod zarzutem gróźb i nękania. Na nic zdały się tłumaczenia oskarzonego, że posługiwał się pistoletem-zabawką. "Moje działania były ewidentnie żartem, nie miałem zamiaru nikogo skrzywdzić! Broń należała do syna jednego z zawodników, który przebywał na boisku. To tylko plastikowa zabawka, nic specjalnego" - tłumaczył Toth reporterowi lokalnej gazety "Kisalfold". "W tamtym momencie nawet nie przyszło mi do głowy, jakie mogą być konsekwencje lekkomyślnego żartu, czego od razu pożałowałem. Bardzo przepraszam, robienie problemów było wyjątkowo głupie dla innych, dla mnie i w ogóle dla sportu" - dodał skruszony. Polacy zdyskwalifikowani przez kuriozalną zasadę. Ostry komentarz trenera