Siedem zwycięstw, remis i jedyna porażka z Hamburgiem, którą "załatwił" sprowadzony z Realu Madryt Ruud van Nistelrooy - to bilans Stuttgartu w Bundeslidze od czasu, kiedy zagrożony spadkiem klub objął szwajcarski trener Christian Gross. Ostatnio VfB wygrało w Kolonii aż 5-1, co dobitnie wskazuje, że ironiczne śmiechy podczas losowania par 1/8 finału w Nyonie były nieuzasadnione. Kiedy los zetknął obrońcę tytułu z niemieckim średniakiem przewidywano, że Barca już jest w ćwierćfinale. Dziś, niemal wszystko wygląda inaczej. Barcelona nie przegrała w Niemczech od wizyty w Leverkusen w sezonie 2001-2002, ale "Niemcy to jednak Niemcy" - passa VfB sprawiła, że w Katalonii przypominają sobie stare hasło. Stare i zapomniane w ubiegłym sezonie, gdy Barca po raz pierwszy w historii wyeliminowała z Pucharu Europy monachijski Bayern (4-0 i 1-1). Wtedy drużyna Pepa Guardioli była jednak w życiowej formie, dziś przeżywa kłopoty nie notowane wcześniej. W Primera Division zagrała właśnie dwa najgorsze mecze. Po porażce z Atletico 1-2, wygrała, co prawda z Racingiem Santander aż 4-0, ale mentor Guardioli Johann Cruyff ocenił, że był to najsłabsze spotkanie Barcy za kadencji jego pupila. Guardiola poprowadził drużynę po raz setny, a piłkarze dali koncert pomyłek - zdobywając zaledwie jedną "normalną" bramkę. "Trzy podarowali jej słabi rywale" - ocenił Cruyff. Wciąż kontuzjowani są Xavi, Alves, Abidal i Keita, co sprawia, że obrona i pomoc nie mogą być optymalnie zestawione. Dwóch pierwszych Guardiola zabrał nawet do Stuttgartu wierząc, że w ostatniej chwili zdarzy się cud. Poważne problemy ma atak, gdzie wszyscy są zdrowi, ale Thierry Henry już od pół roku nic nie wnosi do drużyny, a ostatnio zupełnie zagubił się także Zlatan Ibrahimovic. Mecz w Stuttgarcie to szczególna okazja dla Szweda, który jeszcze nigdy nie zdobył gola w fazie pucharowej Champions League. Tymczasem dziś nie jest pewne nawet, czy zagra (narzeka na ból w kostce). Guardiola z niepokojem patrzy i na atak i na obronę. Dwaj podstawowi boczni obrońcy są kontuzjowani, w dodatku, Barca jest liderem niechlubnej klasyfikacji na drużynę, która traci najwięcej bramek po stałych fragmentach (46 proc). A przecież to one są siłą Niemców. Nadzieję na poprawę daje Gabriel Milito wracający do gry w Champions League po roku, dziewięciu miesiącach, i 24 dniach gehenny spowodowanej kontuzją w półfinale z Manchesterem. Gerard Pique nazywa Argentyńczyka swoim mistrzem, mieszkał z nim w jednym pokoju jeszcze w Realu Saragossa, gdzie Milito wprowadzał go w zawodowy futbol za pomocą walki wręcz. Bokserskie sparingi miały przygotować i odstresować młokosa. Gabriel ma taki zwyczaj, że gdy wychodząca na boisko drużyna Barcy zatrzymuje się w tunelu, wrzeszczy do kolegów: "Panowie, zostawiamy jaja na boisku". Dziś krzyknie to na Mercedes Benz Arena i zobaczymy, czy reszta posłucha. Na odświętnej kolacji, gdy gracze Pepa Guardioli "oblewali" sześć trofeów zdobytych w 2009 roku gremialnie postanowili, że w planach na przyszłość absolutny priorytet ma obrona Pucharu Europy na Santiago Bernabeu. Zagranie na nosie wielkiemu rywalowi z Madrytu, byłoby szczytem satysfakcji dla każdego z piłkarzy Barcelony. Bez dobrego wyniku dziś w Stuttgarcie, wielki plan może lec w gruzach. Niemcy nie mają nic do stracenia, dla Barcelony porażka w 1/8 finału byłaby końcem świata. DYSKUTUJ O ARTYKULE Z DARKIEM WOŁOWSKIM!