Ponad 120 osób zostało zabitych, a kolejne 100 jest w stanie ciężkim po serii zamachów terrorystycznych, do których doszło w piątek w Paryżu. Znany holenderski piłkarz Dirk Kuyt przyznał, że tamtego dnia przebywał wspólnie z rodziną w stolicy Francji. Były reprezentant "Pomarańczowych" spędzał czas z dziećmi w Disneylandzie. "Tuż po tym, jak uderzyli zamachowcy, nie mogłem dodzwonić się do mojej rodziny, bo mój telefon przestał pracować. Dopiero po kilku godzinach udało mi się skontaktować z żoną" - powiedział Kuyt w rozmowie z holenderskimi mediami. "Po jednym z pokazów dla dzieci, podszedł do mnie przyjaciel i powiedział, że doszło do serii zamachów terrorystycznych w Paryżu. Początkowo jednak trudno mi było zdać sobie sprawę z tego, jak wielka tragedia zdarzyła się tuż obok nas" - dodał Holender. "Dzieci w Disneylandzie były oczywiście zachwycone i dopiero kiedy znaleźliśmy się z powrotem w hotelu, dowiedzieliśmy się o skali dramatu. Postanowiliśmy natychmiast wrócić do domu" - przyznał Kuyt. "Wkrótce poinformowano, że granice zostały zamknięte i dowiedzieliśmy się, że musimy zostać w Paryżu do niedzieli. W mieście panowała atmosfera żałoby, ulice były puste. Tego nie da się opisać" - opowiadał piłkarz. "Trudno mi było powiedzieć dzieciom, co się wydarzyło. Kiedy wyszliśmy z Disneylandu, powiedziałem tylko, że Myszka Miki jest dziś bardzo smutna. Moja córeczka pytała, dlaczego ludzie robią innym takie rzeczy. Nie potrafiłem odpowiedzieć" - zakończył Dirk Kuyt.