Kiedy w maju 2018 roku Maradona objął posadę prezesa Dynama Brześć, informacja ta wywołała szok i zdziwienie. Mistrz świata z 1986 roku, legenda futbolu - na Białorusi, na prowincji piłkarskiego świata! Od razu pojawiły się pogłoski, że za zaangażowaniem Diego stał prezydent Aleksander Łukaszenka. Ta wiadomość nigdy nie została potwierdzona. Obaj nigdy ze sobą się nie spotkali, choć Maradona powiedział, że życzyłby sobie kontaktu z dyktatorem Białorusi. - Dobrze wspominam Fidela Castro, Hugo Chaveza, Kadafiego, znam także Putina, dziś chciałbym sfotografować się z Łukaszenką - powiedział Argentyńczyk w czasie prezentacji. Ostatecznie się nie spotkali. Romans Maradony z Dynamem trwał kilka miesięcy. Były piłkarz pojawił się w Mińsku tylko raz. W życiu Diego polityka była wszechobecna. Władcy lubili ogrzać się w cieple sławy legendy, a on sam miał słabość do przywódców. Obracał się jednak w specyficznym towarzystwie, głównie dyktatorów. Jego największym przyjacielem ze świata polityki był Fidel Castro, przywódca rewolucji kubańskiej, a potem - jako premier, pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Kuby - władca tego kraju w latach 1959 formalnie aż do śmierci w 2016 roku. Pierwszy raz spotkali się w 1987 roku, kiedy Maradona grał w Napoli. Od razu się polubili. Znaleźli mnóstwo wspólnych tematów - piłka nożna, baseball, ale także rewolucyjny zbrodniarz Che Guevara, sytuacja w Argentynie, USA. Największym dowodem tej przyjaźni są tatuaże Che i Fidela na ramionach Diego. Castro pomagał mu w trudnych momentach. Na Kubie Maradona leczył się z uzależnienia od narkotyków i alkoholu. Na wyspie spędził cztery lata. - To był mój drugi dom, a Fidel drugim ojcem - opowiadał "Złoty Chłopiec". - Fidel często do mnie dzwonił nawet o drugiej nad ranem. Przy mojito gadaliśmy o polityce, sporcie, o tym co się dzieje na świecie. Wśród rewolucjonistów moim numerem jeden jest Che, a potem Fidel, ja jestem gdzieś z tyłu peletonu - wspominał Maradona. Dla zmarłego piłkarza idolami byli ci przywódcy latynoamerykańscy, którzy mówili "nie" Stanom Zjednoczonym i systemowi. W 2005 roku Maradona po raz pierwszy pokazał się publicznie z prezydentem Wenezueli Hugo Chavezem. Kontaktowali się regularnie aż do śmierci przywódcy (2013), który doprowadził swój kraj do niewyobrażalnej biedy i bankructwa. - On zmienił nasz sposób myślenia o Stanach Zjednoczonych - powiedział o Chavezie były piłkarz Napoli. Określił się kiedyś jako "chavista aż po grób". Po śmierci Chaveza poparł jego następcę - nieuznawanego przez USA - Nicolasa Maduro. Nie dziwi więc, że Maradona poparł kolejną kontrowersyjną głowę państwa w Ameryce Południowej - Evo Moralesa. Lewicowego prezydenta Boliwii w latach 2016 - 2019 zna od początku XXI wieku. Po jego dymisji w ubiegłym roku powiedział, że w Boliwii doszło do zamachu stanu. Biografowie, eksperci, przyjaciele Maradony mówią, że poglądy "boskiego Diego" można określić jako socjalistyczne, "antyimperialistyczne", antyamerykańskie. Taki był od lat młodości. Dlatego z taką ufnością lgnął do dyktatorów i nie tylko w Ameryce Południowej czy Środkowej. W 1999 roku odpowiedział na propozycję współpracy złożoną przez syna dyktatora Libii Muammara Kadhafiego, Saadiego. Miał rozwijać piłkę nożną w tym afrykańskim kraju, a do pomocy dostał kanadyjskiego sprintera, bohatera afery dopingowej z igrzysk olimpijskich w Seulu z 1988 roku Bena Johnsona. Maradona pochlebnie wyrażał się również o przywódcy Czeczenii Ramzanie Kadyrowie. Wiele ciepłych słów poświęcił również Władimirowi Putinowi. - Jest fenomenem. Obok Hugo Chaveza, Fidela Castro, i Evo Moralesa znajduje się w czołówce politycznych liderów. On może doprowadzić świat do pokoju - mówił Diego w 2017 roku. W Argentynie opowiadał się za peronistami, ruchem, który narodził się w latach 40. XX wieku, określany często jako trzecia droga między komunizmem i kapitalizmem. Popierał prezydentów Nestora Kirchnera (2003-2007) i Cristinę Kirchner (2007-2015). Sam nigdy nie stanął do wyborów. Nie chciał aktywnie włączyć się aktywnie do polityki. Może to i lepiej. Olgierd Kwiatkowski