"W tej chwili trwa spór prawny. Panowie zachowali się dosyć arogancko, chcieli wyprosić nas z siedziby. Minister sportu Mirosław Drzewiecki dzwonił do Michała Listkiewicza i prosił by zachowywać się poważnie, że mamy współpracować, a to wszystko to tylko chęć pomocy. My za coś takiego dziękujemy" - powiedział Koźmiński. Jak dodał "tę pomoc można jednoznacznie zinterpretować. Na parę godzin przed ogłoszeniem listy kandydatów na prezesa PZPN decyzja taka jest niezrozumiała. Przeżyliśmy już różne wojny futbolowe i różnych kuratorów, ale takiej arogancji po ministrze Drzewieckim nie spodziewaliśmy się". Były rzecznik prasowy negatywnie wypowiedział się również na temat kuratora Roberta Zawłockiego."Sytuacja lekko go przerasta, widziałem pot na jego czole. Zresztą on współpracował kiedyś z takim panem o nazwisku Tomasz Lipiec i myślę, że przysyłanie Zawłockiego do PZPN jest złym ruchem" - ocenił. "Pan kurator wyznaczył pełnomocnika, do czego, w opinii naszych prawników, nie miał prawa i kazał się odwieźć do Poznania służbowym samochodem. Wszystko to nastąpiło na kilka godzin przed zamknięciem listy kandydatów na prezesa związku w planowanych na 30 października wyborach. Nie takie były nasze rozmowy z panem ministerm Drzewieckim" - zżymał się Koźmiński. Według niego kurator powinien być po to, by współpracować z zarządem a nie go odwoływać. "Tak orzekli nasi prawnicy. Czym to się zakończy nie wiem, ale myślę, że nie wezwaniem policji i kolejnej firmy ochroniarskiej". Były rzecznik prasowy PZPN poinformował, że zawieszony zarząd PZPN normalnie spotka się we wtorek. "To co się stało to większy kłopot dla ministra sportu niż dla nas. My jesteśmy społecznikami i nie mamy sobie nic do zarzucenia. Przez związek przeszło 50 kontroli i nic nie znaleziono, a teraz zaczyna się jakaś zabawa prawna" - zakończył Koźmiński.