Kurminowski to wychowanek Kotwicy Kórnik, który potem terminował w poznańskich klubach, najpierw Warcie Poznań, a potem Lechu. Jesienią 2017 roku był nawet w kadrze pierwszego zespołu "Kolejorza", ale w Ekstraklasie nie zadebiutował. Strzelał gole tylko w trzecioligowych rezerwach. Potem zwinął manatki i wyjechał na Słowację... Kurminowski poszedł inną drogą - Każdy zawodnik ma jakąś tam swoją drogę. Wielu zawodników zostało w Polsce. W Lechu są młodzi gracze, którzy poczekali gdzieś tam na tę swoją szansę i niektórzy ją dostali. Ja swoją decyzję o wyjeździe za granicę podjąłem trochę później niż mój kolega z MSK Jakub Kiwior. Byłem w pierwszym zespole Lecha przez pół roku. W Poznaniu jest tak, że młody zawodnik jest w pierwszej drużynie przez chwilę i przeważnie idzie potem na wypożyczenie. Później wraca i czeka na swoją szansę. Te szanse gry obrońcy czy pomocnika są zupełnie inne. Lech, wiadomo, do przodu potrzebuje bardziej doświadczonego napastnika i nawet jak ktoś wracał z wypożyczenia, to tych szans nie dostawał za dużo. Ja nie chciałem iść na wypożyczenie do I ligi. Chciałem od razu spróbować swoich sił w najwyższej klasie rozgrywkowej. Akurat nadarzyła się okazja wyjazdu na Słowację. Wziąłem więc sprawy w swoje ręce i pojechałem. To była moja decyzja - tłumaczy Kurminowski, który najpierw trafił do MFK Zemplin Michalovce, a zaraz potem do MSK Żilina, gdzie najpierw terminował w rezerwach. Był w nich jeszcze wiosną zeszłego roku. W marcu 2020 roku, kiedy wybuchała pandemia koronawirusa, właściciel MSK Jozef Antosik chciał drastycznie obniżyć kontrakty zawodnikom podstawowego składu. Ci się nie zgodzili, po czym klub został postawiony w stan... upadłości. Najlepsi czy najlepiej opłacani odeszli, a szansę dostała młodzież trenowana w rezerwach przez świetnie znanego z pracy w Polsce Pavola Stano. W tej grupie był i Kurminowski. Efekt? czwarte miejsce MSK w lidze na koniec tego sezonu i walka o udział w europejskich pucharach w barażowych grach. Trener Stano uznany został za szkoleniowca sezonu na Słowacji, Kurminowski z 19 bramkami został królem strzelców, a Jakub Kiwior, inny z naszych graczy w Żylinie, znalazł się w jedenastce sezonu. Wsparcie trenera Stano Kurminowski bardzo sobie chwali współpracę z trenerem Pavolem Stano, który świetnie znany jest z występów w Ekstraklasie, w której w barwach Polonii Bytom, Jagiellonii Białystok, Korony Kielce, Podbeskidzia Bialsko-Biała i Bruk-Bet Termalica Nieciecza rozegrał aż 243 mecze i strzelił - jako obrońca - 23 bramki. - Od samego początku złapaliśmy dobry kontakt. Trenowałem z nim w drugim zespole. Mogę powiedzieć, że od początku jak jestem w Żylinie, to pracujemy ze sobą razem i wszystko dobrze wygląda. Czuję wsparcie szkoleniowca, który - trzeba to powiedzieć - od każdego zawodnika wymaga bardzo wiele, zresztą każdego gracza ciągnie w górę. To przez jego podejście. Podam przykład, w sobotnim meczu, który zdecydował o tym, że zostałem królem strzelców, zdobywając cztery gole, czułem, że trener wymaga ode mnie jeszcze więcej, że mogę lepiej grać w obronie, lepiej zakładać pressing, więcej akcji kontrować, że jest coś, co stale można poprawiać. To jest dobre, bo dzięki temu i ja i moi koledzy z drużyny robimy stały postęp - tłumaczy Kurminowski. Spore osiągnięcie We wtorek polski napastnik zdobył na boiskach za południową granicą gola numer 20 w rozgrywkach na Słowacji. Było to w barażowym meczu przeciwko SKF Sered (4-2). W piątek gra w finale o udział w Lidze Konferencji Europy z ViOn Zlate Moravce. Temu rywalowi 22-latek z Kórnika strzelił w sobotę cztery gole, zapewniając sobie koronę króla strzelców Fortuna: Liga. - To fantastyczne uczucie, tym bardziej, że dokonałem tego w ostatniej kolejce. Przez cały sezon w tej klasyfikacji najskuteczniejszych nie byłem na pierwszym miejscu. To cieszy więc tym bardziej. Zresztą, grając w każdej lidze, zostanie królem strzelców to coś wyjątkowego - podkreśla polski napastnik MSK Żilina, który ma powody do olbrzymiej satysfakcji. Michał Zichlarz