Dawid Janczyk wyznał, że prawie zapił się na śmierć. Bóg znów dał mu szansę
Losy 33-letniego Dawida Janczyka to jedna z najbardziej porażających historii ostatnich kilkunastu lat w polskim futbolu. Piłkarz z papierami na światową gwiazdę piłki nożnej najlepsze lata kariery zatopił w kieliszku. Były reprezentant Polski wielokrotnie był już na dnie, ale w końcu chce stanąć na nogi. Piłka to już tylko dodatek, dziś najważniejsza jest walka o człowieka, by po raz "enty" demony nie przejęły nad nim kontroli.

W 2007 roku jeszcze nikt nie mógł przypuszczać, że grający w trzecioligowym Zniczu Pruszków Robert Lewandowski w błyskawicznym tempie zacznie robić międzynarodową karierę, zostanie gwiazdą Bundesligi, aż w końcu doszlusuje do miana jednego z najlepszych napastników na świecie. Nieprzeciętna etyka pracy sprawiła, że "Lewy" na przekór wielu przeciwnościom dziś jest przykładem sportowca, który nie miał największego talentu, ale dzięki ultraprofesjonalizmowi wzbił się na absolutne wyżyny w swoim fachu.
W tamtym czasie jedną z najjaśniejszych gwiazd młodego pokolenia w polskiej piłce był Dawid Janczyk. W 2007 roku ten wówczas 19-letni piłkarz przedstawił się piłkarskiemu światu na mistrzostwach globu do lat 20. Reprezentant Polski stał się jedną z gwiazd naszej kadry, z którą w Kanadzie dotarł do 1/8 finału, zostając z trzema bramkami jednym z najskuteczniejszych zawodników. Efektowna i efektywna gra Janczyka zaowocowała jego nominacją do tytułu najlepszego piłkarza całych MŚ.
Trzynaście lat później 33-letni Janczyk chowa twarz w dłoniach i ociera łzy z oczu.
- Nie jest proste, ale ja wiem, że już nie ma co ukrywać. Ja już to uświadomiłem sobie dawno. Nie potrafiłem powiedzieć stop, że to wszystko jest "shit", nie warte tego wszystkiego. Po cholerę było pić tę wódkę? Ile ludzi do mnie, czy rodzice, czy znajomi przychodzili i mówili: Dawid przestań, przecież to już nie ma sensu. No ile będziesz pił? Chcesz się zapić na śmierć? Mało brakło i bym się zapił - wyznał przed kamerą TVP Janczyk, stając się bohaterem materiału w "Magazynie Ekspresu Reporterów".
Gdy krótko po mistrzostwach świata odchodził z Legii Warszawa do CSKA Moskwa za wówczas bajońską, jak na piłkarza z polskiej ligi, kwotę 4 milionów dolarów, świat miał u stóp. Dosłownie i w przenośni. Kolejne lata jednak pokazały, że oszałamiające pieniądze, jakie w jednej chwili zaczęły spływać na jego konto w połączeniu z popularnością, okazały się dla niego największym przekleństwem.
Coraz częściej zaczął uciekać w alkohol, kompletnie nie radząc sobie z postępującym nałogiem. Na przestrzeni lat nie sposób zliczyć osób, które wyciągały do niego pomocną dłoń. Wszystko to na nic. Kariera Janczyka coraz bardziej chyliła się ku upadkowi, zawodnik dostawał kolejne szanse, ale za każdym razem tylko na chwilę potrafił się pozbierać.
Dziś pięciokrotny reprezentant dorosłej kadry jest zawodnikiem klubu LZS Piotrówka, występującego w klasie okręgowej, na piątym poziomie rozgrywkowym. Po 15. kolejkach drużyna plasuje się na trzecim miejscu. W ostatnim meczu zespół Janczyka rozbił na wyjeździe Sokół Niemodlin 6-1, a wychowanek Sandecji Nowy Sącz między 77. i 88. minutą skompletował hat-tricka.
W reportażu Janczyk sprawia wrażenie kogoś, kto w końcu dojrzał do momentu, by zerwać z mroczną przeszłością.
- Bóg jakoś cały czas daje mi szanse, że jeszcze można. (...) Zrozumiałem, że picie nie daje mi nic. Kompletnie. Tylko mi zabiera. I zabrało mi praktycznie już wszystko - zdaje sobie sprawę sportowiec, po czym dzieli się swoim jeszcze jednym, zawodowym pragnieniem: - Moim marzeniem jest zakończenie kariery w Ekstraklasie. Jestem na to gotowy i stać mnie na to, znam swoje możliwości i myślę, że nic nie stoi na przeszkodzie - dodał Janczyk, po czym znów się wzruszył.
AG








