Komentator przyjechał do Katowic na uroczystość nadania doktoratu honoris causa Antoniemu Piechniczkowi.Paweł Czado: Jako dziennikarz relacjonował pan wszystkie najważniejsze chwile reprezentacji lat 80.. Jak pan to wspomina?Dariusz Szpakowski: - Wspomnień jest całe mnóstwo. Oczywiście szczególnym czasem był 1982 roku i mundial. Dzięki temu, że polskie radio miało wówczas całodobowe łącze z Hiszpanią przez rozdzielnię mogło piłkarzy połączyć z domami. Dzięki temu nigdy takich przyjaźni wcześniej ani później jak choćby ze stojącym obok mnie Stefanem Majewskim nie nawiązałem i pewnie nie nawiążę. Podkreśla pan, że Antoni Piechniczek osiągnął coś nieosiągalnego jak dotąd dla następców. - Jest przecież do dziś ostatnim polskim trenerem, który wyszedł z grupy w finałach mistrzostw świata. Potem nie udało się to już nikomu... Owszem, następcom udało się zdjąć klątwę, którą nałożyli Antoni ze Zbyszkiem Bońkiem i awansować do finałów, ale to było wszystko. Muszę podkreślić dokonania trenera Piechniczka zagranicą, miałem okazję komentować mecze Tunezji, którą prowadził podczas igrzysk w Seulu w 1988 roku. Człowiek pasji, wiedzy i umiejętności. Doktorat honoris causa jest dla niego jak najbardziej zasłużony. To zamknięcie klamrą jego dokonań jako wieloletniego wykładowcy Akademii Wychowania Fizycznego. Jest więc drugim piłkarskim trenerem w Polsce, który zdobył nie tylko trzecie miejsce w świecie, ale - jak Kazimierz Górski - jest doktorem honoris causa. A co z panem jako komentatorem?- Na ten temat nie rozmawiam. Nie rozmawiam, ale... wracam. rozmawiał: Paweł Czado