Początek tej historii sięga schyłku ubiegłego roku. Do gwałtu na młodej kobiecie miało dojść w toalecie nocnego klubu w Barcelonie dokładnie 30 grudnia. O niecny czyn oskarżony został Dani Alves, 126-krotny reprezentant Brazylii. Piłkarz przebywa w areszcie od 20 stycznia. Jego prawnicy podjęli dwie przewidziane prawem próby wydostania go na wolność za kaucją. Pierwszy wniosek został odrzucony w maju. W poniedziałek sąd oddalił drugą i ostatnią apelację. Dani Alves przeżywa w więzieniu piekło. Jeden z osadzonych zaczął mówić Dani Alves zostaje za kratami. "Projekt życia" nie przekonał hiszpańskiego sądu W uzasadnieniu decyzji odmownej podano, że nadal istnieje zbyt duże ryzyko ucieczki Daniego Alvesa z Hiszpanii. "A żaden inny środek zapobiegawczy nie może zneutralizować tego ryzyka" - wytłumaczył przewodniczący składu sędziowskiego. Jego zdaniem nie istnieje alternatywny sposób, by zapewnić obecność oskarżonego na rozprawie. Adwokaci piłkarza próbowali dowieść, że Hiszpania to dla ich klienta "projekt życia". W tym kraju zamierza zamieszkać na stałe, a w posiadanej tutaj posiadłości zameldował niedawno swoje małoletnie dzieci. Sąd nie uznał jednak tego argumentu za wiarygodny. Nie przyjął również oferty oddania paszportu i zastosowania elektronicznej opaski w celu dozoru. Media publikują oświadczenie ofiary Daniego Alvesa. Miał ją bić i poniżać Równolegle obrońcy 40-latka próbują zdyskredytować zeznania domniemanej ofiary, powołując się na nagranie z kamery monitoringu. Widać na nim, że para flirtuje ze sobą przed wejściem do toalety. Sąd przyjął jednak stanowisko, że "flirt w żaden sposób nie usprawiedliwia ostatecznej napaści na tle seksualnym". "Marca" donosi tymczasem, że sprawy o gwałt toczą się w hiszpańskich sądach zwykle od roku do dwóch lat. To oznacza, że Dani Alves powinien być gotowy na kolejne kilka lub kilkanaście miesięcy w miejscu odosobnienia. Jeśli zostanie uznany winnym zarzucanego mu czynu, grozi mu do 15 lat więzienia.