- Doda dała czadu, ale chmur nie udało jej się rozgonić - opowiadali fani. Artystka wykonała największe przeboje, ale niektórzy narzekali, że zamiast godziny - śpiewała tylko 40 minut. Na pewno dźwięki "Dody" nie porwały publiki tak, jak się spodziewano, bo wszyscy żyli już emocjami czysto piłkarskimi. Całe szczęście obyło się bez wulgarnych przyśpiewek, które na stadionach pod adresem Doroty i jej byłego męża Radosława Majdana (obecnie jest bramkarzem Polonii Warszawa) rzucają kibice. Chodzi głównie o kiepski rym żeński, ale przez szacunek dla Wielkiego Postu nie będziemy go cytować. Nie tylko z uwagi na godne podjęcie Dody, ale zwłaszcza dzięki wzorowemu dopingowi przez cały mecz kibice Ruchu i Górnika Zabrze zasługują na uznanie. Gorzej było już po samym meczu, gdzie na ulicach i osiedlach trwało polowanie na barwy rywala. Przytrafiło się, że niejedna flaga i niejeden szal zmieniały właściciela. A Dorota Rabczewska potwierdziła jeszcze raz, że jest gorącą kobietą. Mimo niskiej temperatury (maks. 5 stopni C) wystąpiła w koszulce z krótkim rękawem!