Nietrudno zgadnąć, że zestawienie najlepszych Copa America musi otworzyć drużyna zwycięzców, czyli reprezentacja "La Roja". Chilijczycy po 99 latach od powstania turnieju, w końcu zdobyli kontynentalne trofeum. Rozradowali swoich rodaków, którzy na Estadio Nacional w Santiago byli świadkami wielkiej fety, którą wspominać będą przez lata. Argentyńczyk przeciwko swoim Chilijska federacja w 2007 roku postawiła na Marcelo Bielsę. "El Loco" doprowadził ekipę "La Roja" do 1/8 finału mundialu w RPA i od tamtej pory konsekwentnie stawia na jego rodaków. Swojej szansy nie wykorzystał Cluadio Borghi, który został zwolniony po niespełna dwóch latach, docierając ledwie do ćwierćfinału Copa America w Argentynie. W grudniu 2012 roku, Chilijczycy postawili na Jorge Sampaoliego. 55-letni trenera, który, o czym wspomina z dumą, jest zapatrzony w Bielsę. Nawiązuje do tego nawet jego przydomek - "El Otro Loco", czyli "inny szaleniec". Były szkoleniowiec Universidadu de Chile doprowadził drużynę do 1/8 finału mistrzostw świata w Brazylii, ale dopiero w tym roku zapisał się na stałe w historii Chile, prowadząc zespół do pierwszego w historii trofeum Copa America. Podczas czempionatu potwierdził, że w jego przydomku nie ma przypadku. Sampaoli na czas otwartych treningów dla mediów nakazywał piłkarzom się rozciągać, aby taktyka nie wyciekła do rywali. W trakcie spotkań natomiast szalał. Biegał przy linii bocznej, podpowiadał, grając mecz razem ze swoimi podopiecznymi. Było ich sześciu, czterech znalazło miejsce w półfinale Spośród dwunastu zespołów Copa America, aż sześć prowadzili Argentyńczycy. Następcy Helenio Herrery i Cesara Luisa Menottiego to zdecydowanie najbardziej rozchwytywani fachowcy na południowo-amerykańskim kontynencie. Na selekcjonera z Argentyny, poza samymi "Albicelestes" postawili Chilijczycy, Paragwajczycy, Peruwiańczycy, Ekwadorczycy oraz Kolumbijczycy. Nietrudno zauważyć, że wśród półfinalistów nie znalazła się żadna drużyna, która nie miała Argentyńczyka na ławce. O ile o Sampaolim i Martino Europa słyszała już wcześniej, o tyle dla Diaza i Gareki tegoroczny turniej był świetną formą promocji, a stać może się również trampoliną do pracy na Starym Kontynencie. Nowy, lepszy "Tata" Na osobne słowa uznania zasługuje również Gerardo Martino, który doprowadził reprezentację Argentyny do finału. Przykłady Brazylii i Urugwaju pokazały, że wcale nie było to oczywiste. "Albicelestes" z pewnością liczyli na piętnaste w historii trofeum, ale drugi z rzędu finał wielkiej imprezy należy przyjąć z należytym szacunkiem. Wyśmiewany po nieudanej przygodzie z Barceloną "Tata" skorzystał z propozycji argentyńskiej federacji i zajął miejsce po odchodzącym Alejandro Sabelli. Były trener zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko, docierając do finału mistrzostw świata w Brazylii. Martino jednak tanio skóry nie sprzedał i przemeblował drużynę po swojemu. Do "Albicelestes" powrócił Carlos Tevez, który nie znalazł się w kadrze na mundial. Miejsce w wyjściowej jedenastce znalazło się natomiast dla Javiera Pastore, Nicolasa Otamendiego oraz Lucasa Bigli. Niemal wszystkie decyzje Martino okazały się trafne. Były trener Barcelony nabrał, po pobycie w Europie, pewności siebie. Podejmował dyskusje z arbitrami. Potwierdził także, że to za oceanem czuje się jak "ryba w wodzie". Prowadząc Paragwaj, cztery lata temu dotarł do finału, z Argentyną powtórzył sukces i ponownie zgarnął srebrny medal. Do trzech razy sztuka? O szansę nie powinien się martwić. Najlepszy z najlepszych Mimo swojej słabszej dyspozycji w wielkim finale, jeden Chilijczyk zasługuje na osobny akapit. Jorge Valdivia wystąpił w każdym meczu "La Roja" podczas Copa America. Zanotował trzy asysty, ale gdyby Alexis Sanchez i Eduardo Vargas mieli nieco więcej skuteczności, z pewnością triumfowałby w klasyfikacji kluczowych podań. Pomocnik Palmeiras, który w nowym sezonie grał będzie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich zainteresował swoją grą Europejczyków. Niewielu pamięta, że Valdivia próbował swoich sił na Starym Kontynencie. Spędził w Szwajcarii i Hiszpanii kilkanaście miesięcy, ale nie zaprezentował nawet połowy umiejętności, którymi zachwycił w południowo-amerykańskim czempionacie. Valdivia to przykład zawodnika, który najlepiej odnajduje się na swoim kontynencie. Był reżyserem gry Chile w każdym spotkaniu turnieju. Od jego dyspozycji uzależniona była dyspozycja reprezentacji gospodarzy. Być może właśnie dlatego w finale doszło do konkursu rzutów karnych. Gdyby pomocnik zaprezentował się lepiej, Chilijczycy mogliby rozstrzygnąć bitwę o trofeum nieco wcześniej. Czekali osiemnaście lat Ostatnie, chociaż wcale nie najgorsze miejsce w stawce największych wygranych Copa America zajmuje reprezentacja Boliwii. "El Verde" po raz pierwszy od osiemnastu lat wyszli z grupy podczas mistrzostw Ameryki Południowej. Boliwijczycy mieli być dostarczycielem punktów, a zremisowali z Meksykiem i pokonali Ekwador. W ćwierćfinale ulegli Peruwiańczykom, ale i tak do kraju wrócili z tarczą. Zaliczyli drugi, w przeciągu ostatnich czterdziestu lat kontynentalny turniej rozegrany poza ich krajem, w którym udało im się wystąpić w 1/4 finału. Historycznego rezultatu dokonali w Chile, które w Boliwii traktowane jest podobnie jak w naszym kraju Rosja. Jako odwieczny nieprzyjaciel. Chile podczas wojny o Pacyfik, nazywanej również wojną o saletrę, zajęło port w Antofagaście i pozbawiło Boliwię dostępu do oceanu. Smak zwycięstw w kraju odwiecznego wroga zawsze smakuje najlepiej. Autor: Kamil Kania <a href="http://sport.interia.pl/pilka-nozna/news-copa-america-najwieksi-przegrani-turnieju,nId,1846902">Nie przegap również pierwszej części naszego podsumowania Copa America - najwięksi przegrani</a>