Liczby nie kłamią. Brazylia cztery razy organizowała dotychczas mistrzostwa kontynentu i za każdym razem je wygrywała. A zatem doskonale wie, jak to się robi. Jednak tym razem presja będzie jeszcze większa. Nie tylko dlatego, że Neymar - mający w ostatnich tygodniach problemy pozasportowe, został oskarżony przez pewną Brazylijkę o gwałt - nabawił się kontuzji w sparingu z Katarem i nie zagra w Copa America, ale przede wszystkim dlatego, że wspomnienia sprzed pięciu lat są ciągle żywe. Z tamtego feralnego mundialu, na którym klęska w półfinale z Niemcami (1-7) przybiła cały naród. Dzisiaj, aby zmyć tamtą plamę, może liczyć się tylko zwycięstwo. Czy brak Neymara w decydujący sposób wpłynie na postawę gospodarzy? Zdania są podzielone, choć może nawet przeważają takie, że ekipa będzie teraz zmuszona grać bardziej kolektywnie, a nie będzie tylko szukała podań do zawodnika PSG. Dani Alves, najbardziej doświadczony w ekipie, pamiętający ostatni tytuł przed 12 laty w Wenezueli, przypomina nawet sytuację sprzed mundialu w 2002. - Wtedy też w ostatniej chwili wypadł z gry Emerson, nasz kapitan i jeden z najważniejszych zawodników, ale to nam nie przeszkodziło, że zostać mistrzami świata. Teraz też możemy zdobyć puchar, nawet bez Neymara - mówi nowy kapitan Selecao. Pewne są na razie tylko dwie rzeczy - najbardziej niewiarygodna dotyczy Williana, który został powołany do kadry na miejsce kontuzjowanego Neymara zaraz po tym, jak podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej został ochrzczony w rzece Jordan (podobnie jak Chrystus). Z kolei brazylijska publiczność, boleśnie doświadczona na mistrzostwach świata w 2014 roku, dość ostrożnie podchodzi do oczekiwań związanych z turniejem i ze swoją drużyną. Tuż przed imprezą rozeszło się zaledwie 65 procent biletów, co nie jest wynikiem rewelacyjnym. Argentyna też ma ogromną ochotę na przełamanie fatalnej passy. Nie tylko po nieudanym mundialu w Rosji. "Albicelestes" nie wygrali Copa America od 1993 roku (!), a w ostatnich pięciu edycjach cztery razy przegrywali w finale. Na pewno trener Lionel Scaloni nie ma teraz wielkiej ekipy, w zasadzie niemal wszystko opiera się na Leo Messim, którego będą wspierać Angel Di Maria, Sergio Aguero albo jeszcze Paulo Dybala. Czy to wystarczy i jak bardzo zawodnik Barcelony będzie zdeterminowany, aby wreszcie coś wygrać z kadrą. Aguero, jego najbliższy przyjaciel w reprezentacji zdradził ostatnio, że to wielkie marzenie Messiego. Chilijczycy, triumfatorzy dwóch ostatnich edycji, w tym Copa America Centenario w 2016 roku na boiskach północnoamerykańskich, nie wydają się w tym roku tak mocni, aby włączyć się do walki o tytuł. Najbardziej utalentowane pokolenie, z Arturo Vidalem i Alexisem Sanchezem powoli odchodzi w cień, o czym świadczył już brak kwalifikacji na rosyjski mundial. Za to niezwykle groźni powinni być znowu Urugwajczycy - z powracającym po kontuzji Luisem Suarezem, z Edinsonem Cavanim, z bardzo interesującą drugą linią. Nahitan Nandez, Rodrigo Bentancur, Lucas Torreira, Federico Valverde mają niewiele ponad 20 lat, a grają w wielkich klubach. Z kolei Maxi Gomez jest typowany na następcę Suareza i Cavaniego w ataku. Co ważne, za trenerem Oscarem "Maestro" Tabarezem wszyscy są gotowi pójść jak w ogień. Zresztą, waleczni "Urusi" zawsze byli groźni na Copa America, dzierżąc do dzisiaj miano najbardziej utytułowanej ekipy, z 15 tytułami na koncie. Nie należy też zapominać o Kolumbii - z którą Radamel Falcao i James Rodriguez nie osiągnęli jeszcze nic poważnego, choć reprezentują jedno z najbardziej utalentowanych pokoleń w tym kraju - i o tym, że turniej zawsze miał też nieoczekiwanych bohaterów. Kto będzie nim w tym roku? A może jeden z zaproszonych tradycyjnie gości - Japonia albo... Katar? Za rok kolejna Copa America, też wyjątkowa, bo w dwóch krajach - Argentynie i Kolumbii. Gdyby zatem teraz się nie udało, Messiemu zostanie jeszcze jedna szansa, na własnej ziemi, gdzie już raz przegrał, przed ośmioma laty. Ale po co czekać? Argentyńczycy też tak myślą. Remigiusz Półtorak