Dawid Brehmer (rocznik 1983) zaczynał grę w Rozwoju Katowice, tam do kadry pierwszego zespołu dostał się jako 15-latek. Potem grał też w juniorach Ruchu Chorzów. Dostał się na AWF, jednocześnie przyszła oferta z III-ligowych Szombierek Bytom. Uznał jednak, że nie da się połączyć stacjonarnych studiów z ligowym graniem. Do Podlesianki, trafił pierwszy raz w 2002. Nieprzerwanie gra w niej od 2005 roku. Od tego czasu uzbierało się właśnie 400 ligowych meczów! W niedawnym, jubileuszowym dla Brehmera spotkaniu Podlesianka pokonała 2-1 Pogoń Imielin. Zaczynał w klubie jako gracz ofensywny, ale tak to jest, że z upływem lat piłkarz zajmuje pozycję bliżej bramki. Dawid Brehmer, obecnie kapitan drużyny, gra teraz na pozycji defensywnego pomocnika. Ta pozycja wymaga mnóstwo zdrowia, Brehmer ciągle nie może na nie narzekać, choć swoje już przeszedł. - Zerwałem więzadła krzyżowe w stawach kolanowych obu nóg, miałem też trzy "mniejsze" operacje kolan - wspomina. Te wszystkie przejścia a także odpowiednie wykształcenie sprawiły, że ma większą świadomość działania własnego organizmu, wie choćby jak się regenerować. Także dzięki temu gra tak długo. Oddani kibice Podlesianki Dawid Brehmer najbardziej przeżywał awans do IV ligi w 2013 roku kiedy trenerem był Rafał Bosowski. W drużynie występował wtedy Daniel Paszek, dziś pomocnik Ruchu Chorzów. - Na Podlesiankę przyjeżdżał wówczas choćby GKS Jastrzębie, teraz grający w I lidze - wspomina Brehmer. Podlesianka to ciekawa drużyna. Obecnie występuje w okręgówce. Zajmuje pierwsze miejsce w grupie IV śląskiej. Walka o awans będzie zacięta, wyprzedza bowiem tylko o punkt Spartę Katowice oraz rezerwy Zagłębia Sosnowiec. Jej najbardziej znanym zawodnikiem jest... uczestnik mundialu! 39-letni Seweryn Gancarczyk siedem lat grał na Ukrainie, po powrocie występował w Lechu, ŁKS-ie, Górniku, GKS-ie Tychy, Rozwoju Katowice, a w 2019 roku trafił do Podlesianki. W reprezentacji w latach 2006-09 rozegrał 7 meczów, w 2006 roku Paweł Janas zabrał go nawet na mistrzostwa świata w Niemczech gdzie był rezerwowym. Atutem Podlesianki są oddani kibice. Na mecze przychodzi kilkaset osób, podczas derbów z AKS-em Mikołów było ich sześciuset. Kibice mają szaliki w klubowych barwach, prowadzą zorganizowany doping, mają własne przyśpiewki. Podlesianka na południu Katowic pełni ważną rolę, jest w pewnym sensie spoiwem łączącym miejscową społeczność. Ludzie się angażują, klub niedawno po raz trzeci wygrał w konkursie na projekt z budżetu obywatelskiego. Udało się wymienić tablicę wyników, krzesełka na trybunach, teraz ma powstać siłownia w budynku klubowym. Klub prowadzi stronę internetową na znacznie wyższym poziomie niż okręgówka. Szkoda, że pandemia nie pozwoliła kibicom na uczestnictwo w meczu w półfinale Pucharu Polski Podokręgu Katowice. W październiku na kameralny stadionik przy ul. Sołtysiej przyjechał Ruch Chorzów! Kibice dopingowali zza płotu, utytułowani rywale wygrali 6-0. Jednego z goli dla Ruchu strzelił Daniel Paszek, były gracz Podlesianki. Prowadzi drużynę bezdomnych Na co dzień Dawid pracuje w Górnośląskim Towarzystwie Charytatywnym, które prowadzi jego ojciec Dietmar Brehmer senior, również przewodniczący Niemieckiej Wspólnoty "Pojednanie i Przyszłość". - Mam satysfakcję, że w tej pracy mogę pomagać ludziom. Ciekawe, że tutaj piłka również jest obecna. Prowadzę drużynę bezdomnych korzystających z pomocy GTCh. Dwa razy udało nam się zdobyć brązowe medale mistrzostw Polski - opowiada z dumą. Dawid to młodszy brat Dietmara, byłego wieloletniego piłkarza m.in. Polonii Bytom a także niedawnego trenera Odry Opole. W Podlesiance zdążyli ze sobą zagrać. Przez rok występowali razem gdy Dietmar junior kończył w niej karierę piłkarską w sezonie 2007/08. - To było dla mnie duże przeżycie - wspomina Dawid. Wie, kiedy skończy grać Dawid Brehmer jest w Podlesiance szczęśliwy. Nie tylko występuje na boisku, w międzyczasie został wiceprezesem klubu, siedem lat trenował też młodzież. W pierwszej drużynie jest dziś kilku jego wychowanków. Ma licencję pozwalającą mu na prowadzenie drużyn w II lidze. Przeszkadzało mu jednak, że chłopaki, niejednokrotnie bardzo zdolni, często traktują grę jedynie jako hobby, nie dają z siebie tyle ile mogliby. Ostatecznie trenowanie zarzucił. Kiedy skończy karierę będzie mógł poświęcić więcej czasu drugiej obok futbolu pasji - górom. Uwielbia podróżować, wspinać się, podziwiać krajobrazy. Dotychczas największe wrażenie zrobił na nim Iran, który jego zdaniem jest zupełnie innym krajem niż przedstawiają to media. - Próbowaliśmy z partnerką wejść na wulkan Demawend (5610 m.n.p.m). Niestety, okazało się, że ma alergię na pył wulkaniczny. Ale i tak pobiliśmy tam nasz rekord wysokości, doszliśmy na jakieś 4600 - wspomina. Jak długo jeszcze pogra? - Do momentu kiedy będę wiedział, że daję radę. Nie dopuszczę do sytuacji, kiedy miałbym na boisku przeszkadzać innym. Do jubileuszu 500 meczów już nie dociągnę. Wiem, że granica między dawaniem z siebie wszystkiego a śmiesznością jest cienka i trzeba uważać, żeby jej nie przekroczyć - zauważa Dawid Brehmer.