Sobotnie derby Mediolanu bez wątpienia spełniły oczekiwania nawet najbardziej wymagających kibiców calcio. Na San Siro było absolutnie wszystko: gole, bramkarskie parady, zwroty akcji i kapitalna energia na trybunach. Starcie mistrza i wicemistrza Włoch przyciągnęło na stadion 75 tysięcy widzów. Jak chwalili się organizatorzy widowiska - szczęśliwcy, którzy nabyli bilety, reprezentowali blisko 150 krajów z całego świata, w tym rzecz jasna również Polskę. Derby Mediolanu: Do przerwy przedsmak... W ostatnich latach Derby della Madonnina na powrót stały się najważniejszym meczem na Półwyspie Apenińskim. Jeszcze kilka sezonów temu w parze z wartością sentymentalną nie szła ta sportowa, bo ani jedni, ani drudzy nie liczyli się realnie w walce o najwyższe cele w Serie A. Teraz mamy z kolei do czynienia z dwoma ostatnimi mistrzami Italii. Napięcie było wyczuwalne od samego początku - zanim upłynęło pierwsze 10 minut potyczki, piłkarze obu klubów zdążyli skoczyć sobie do gardeł. Wszystko zaczęło się od pojedynku sprinterskiego Denzela Dumfriesa z Theo Hernandezem, który chwilę później przerodził się w przepychankę z udziałem kilkunastu zawodników. Sędzia wlepił po jednej żółtej kartce graczom obu zwaśnionych stron i nakazał kontynuować grę. W 21. minucie stało się to, na co wszyscy czekali - padła pierwsza bramka w meczu. Wynik otworzył Marcelo Brozović. Szczęście Interu nie trwało jednak długo. W 28. fatalny błąd w środku pola popełnił Hakan Calhanoglu (były gracz AC), z czego skrzętnie skorzystał Sandro Tonali. Włoch przejął piłkę i od razu ruszył w stronę pola karnego, po czym dograł do wbiegającego z lewej flanki Rafaela Leao. Portugalczyk huknął w kierunku dalszego słupka i zrobiło się 1:1. "Milaniści" chcieli iść za ciosem, zwłaszcza że rywale wyraźnie zaczęli gubić się coraz mocniej po utracie prowadzenia. W krótkim odstępie czasu szczęścia próbowali Giroud, Tonali i Hernandez. Przy każdym kolejnym strzale piłkarzy AC przy linii bocznej wściekał się trener Simone Inzaghi. Szkoleniowiec krzyczał w niebogłosy, ale nie miał szans dotrzeć ze swoim przekazem do zawodników, bo był zagłuszany przez 75-tysięczny tłum. Musiał więc wytrzymać do przerwy i dobrze wykorzystać 15 minut. Milan - Inter: ... po przerwie danie główne Pierwsze minuty drugiej połowy wskazywały na to, że Inzaghi znalazł sposób na zmotywowanie swoich podopiecznych. Niedługo po wznowieniu gry kapitalną szansę na przywrócenie Interowi prowadzenia miał Calhanoglu. Turek nie zdołał wykorzystać jednak rzutu wolnego i nadal utrzymywał się remis. Milan dostał więc ostrzeżenie i nie zamierzał go lekceważyć. W 54. minucie Olivier Giroud strzelił na 2:1. Trafienie Francuza podłamało piłkarzy Interu, którzy spuścili z tonu. Tymczasem formalni gospodarze spotkania poczuli krew i nie zamierzali się zatrzymywać. W 60. minucie Rafael Leao podwyższył na 3:1. Młody Portugalczyk udowodnił, że włodarze Milanu nie mylili się, odrzucając latem oferty wykupu tego piłkarza opiewające na 100 milionów euro. Skrzydłowy jest kluczową postacią zespołu i może w przyszłości kosztować jeszcze więcej. Przy wyniku 3:1 wydawało się, że wszystko jest już przesądzone. Jak jednak mawia znany bon mot - derby rządzą się swoimi prawami. W 67. minucie Edin Dzeko strzelił gola kontaktowego i mecz znów się ożywił. Na remis Interu stać jednak nie było. Dzięki zainkasowanym w sobotę trzem punktom AC Milan objął prowadzenie w tabeli Serie A. AC Milan - Inter Mediolan 3:2 Gole: Rafael Leao (28', 60'), Olivier Giroud (54') - Marcelo Brozović (21'), Edin Dzeko (67')