Ostatni występ Wondolowskiego okraszony został golem, było to 171. trafienie napastnika w historii występów w MLS - nikt nie zgromadził więcej bramek. W rozgrywkach tych brali udział wielcy światowej piłki, bardziej rozpoznawalni i szanowani: Thierry Henry, Landon Donovan, David Beckham. Prawdziwą ikoną MLS stał się jednak właśnie Wondolowski. Swoją osobą i sposobem, w jaki potoczyła się jego historia, uosabia ideę "amerykańskiego snu". Od chłopaka wybranego dopiero w czwartej rundzie draftu (naboru młodych talentów), do ligowej legendy, witanej i żegnanej na każdym stadionie oklaskami. Lis pola karnego niczym Filippo Inzaghi - Jest lisem pola karnego. Nie gra może porywająco w każdym meczu, ale za każdym razem zostawia na boisku mnóstwo serca i zdrowia. Bardzo ciężko pracuje dla zespołu, gra z ogromnym zaangażowaniem i zawsze dochodzi do sytuacji strzeleckich. Nie raz już swoimi golami zapewniał nam zwycięstwa, często odwracając w pojedynkę losy spotkania. Kiedy jesteśmy w tarapatach, piłka wędruje do Chrisa, a ja mam pewność, że on już coś wymyśli- zachwalał napastnika jego trener z San Jose.Porównywany stylem gry z Filippo Inzaghim gracz został królem strzelców MLS w sezonach 2010 i 2012, był członkiem mistrzowskich ekip ligi w 2006 i 2007 roku, zdobył tytuł MVP zmagań najlepszych klubów Ameryki w 2012. Karierę reprezentacyjną rozpoczął w 2011 roku, gdy zadebiutował w kadrze Stanów Zjednoczonych na polecenie ówczesnego selekcjonera Boba Bradleya. W kadrze USA zagrał w trzech turniejach o Złoty Puchar CONCACAF, a także wziął udział w mundialu w 2014 roku. Zanim przywdział na stałe trykot "Jankesów" poważnie rozważał możliwość gry w reprezentacji Polski. Jego losy były w rękach Smudy. "Franz" klękać przed nim nie chciał - Reprezentacja Polski? Chętnie. Jeśli wasza federacja jest mną zainteresowana, zapraszam do rozmów. Mam polską krew, więc z obywatelstwem nie powinno być problemu - mówił w jednym z wywiadów.Losy "Biało-Czerwonych" w trakcie rozkwitu kariery Wondolowskiego spoczywały w rękach selekcjonera Franciszka Smudy, który niechętnie spoglądał na ligę zza oceanu. "Ja nie wiem, z jakiej miejscowości on jest, gdzie kopie piłkę, a wy chcecie, żeby grał w kadrze? Przecież ja nie będę przed Wondolowskim na kolanach klękał" - miał wówczas powiedzieć Smuda pytany o "Wondo Boya" przez dziennikarzy. Temat został zamknięty. "Wondo Boy" lub "Wojownik nadchodzący ze wzgórza" Niesprawiedliwością byłoby jednak zrzucenie winy za brak powołania dla "Wondo" na "Franza". Piłkarz udzielił kilka wywiadów i choć deklarował wtedy chęć rozmowy, to przyznawał, że jego związki z Polską nie są tak silne. Nie miał obywatelstwa, a rodzinne koneksje z krajem z nad Wisły i Odry to kwestia dwóch pokoleń wstecz. Jego dziadek miał siedem lat, kiedy wraz z rodzicami przybył do USA. Dzięki dbałości babci Marii jej wnuk Chris komunikuje się płynnie w języku polskim. Jego ojciec urodził się w Oakland w Kalifornii, a w żyłach matki płynie krew indiańskiego plemienia Kiowa. Wondolowski sam ma także indiańskie imię - Bau Daigh znaczy "Wojownik nadchodzący ze wzgórza".- Moi dziadkowie wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych w młodym wieku, a rodzice urodzili się już w Ameryce. Ja nigdy nie byłem w Polsce - opowiadał Chris, który według znajomych i rodziny był po prostu skazany na zostanie piłkarzem. Drogę od bycia zawodnikiem piłki nożnej do trenera przeszli zarówno jego starszy brat, jak i ojciec. On długo zafascynowany był baseballem, ale ostatecznie wybrał dużo mniej popularny w Ameryce "soccer". PZPN odpuścił "wyścig" z Amerykanami. W pewnym momencie starała się... Arka Gdynia Ktoś z Polskiego Związku Piłki Nożnej musiałby się bardzo postarać, by poprowadził sprawę Wondolowskiego tak, by mógł on zagrać dla Polski. Stało się inaczej, czego piłkarz, jak przyznał w późniejszych wywiadach wcale nie żałował. Komórka monitoringu i rozwoju młodych piłkarzy grających poza naszym krajem częściowo zawiodła, mając też świadomość trudnego do wygrania "wyścigu" z Amerykanami i brak zaufania ze strony ówczesnego selekcjonera. Wondolowski nawet później chętnie mówił o swoich korzeniach, a raz zasygnalizował nawet, że poważny był temat sprowadzenia go do polskiej ligi przez... Arkę Gdynia.- Były rozmowy z Arką Gdynia, ale nie porozumieliśmy się. Piłkarz musi mieć w klubie jak najlepsze warunki. Nie satysfakcjonowało mnie to, co oferowała Arka - powiedział o negocjacjach Wondolowski. Prawdopodobnie rozeszło się o finanse - w San Jose Earthquakes zarabiał wówczas rocznie 600 tysięcy dolarów, czyli około dwa miliony złotych. Poziom zarobków w polskiej lidze dla tego typu zawodników był znacznie niższy.